niedziela, 27 listopada 2011

keep calm...

To miał być Bardzo Konstruktywny Weekend, a wyszło jak zawsze. Nie mogę się zebrać, mam tyle rzeczy do zrobienia, że nie wiem od czego zacząć. Wiadomo jak to się kończy: sprzątanie, pranie, gotowanie, wszystko byle nie to, co trzeba.

To może zacznę tak:


I jeszcze dwa pomysły na szybką tartę na cieście francuskim (praca pracą, ale jeść trzeba).

nr 1 - z brokułami


nr 2 - z tuńczykiem
Sprawa jest banalna: gotowe ciasto rozkładamy na blaszce, brzegi zaginamy do środka, robimy na nich widelcem wzorek i lekko smarujemy oliwą. A na środku można położyć co tylko się chce. Moje dwie propozycje (brokuł i tuńczyk - mniam! choć niekoniecznie razem).

Tarta nr 1 - nadzienie:

* 1 mały brokuł
* kilka plastrów sera brie
* 2 jajka
* 3 łyżki śmietany 12 %
* sól, pieprz, tymianek

Tarta nr 2 - nadzienie (dokładnie takie, jak w zapiekance, którą robiłam niedawno)

* 1 puszka tuńczyka w sosie własnym
* 1 cebula
* 1 serek topiony naturalny (100g)
* ok. 6 łyżek śmietany
* sól, pieprz
* parę plastrów sera, np. gouda

Pieczemy ok. 20 minut w temperaturze 200 stopni (do zarumienienia się brzegów). Szybki obiad gotowy!

No, teraz to już naprawdę biorę się do roboty. I zero filmu ani serialu, dopóki nie skończę. Proszę nie pisać, ani nie dzwonić. Nie ma mnie.

P.S. Wczoraj widziałam w kinie najnowszy film Gusa Van Santa: Restless - polecam, bo warto!

sobota, 26 listopada 2011

nothing personal

Sennie, zimno, ciemno. Więc nadrabiam zaległości filmowe, piekę i śnię dziwne sny. Śnią mi się dawno niewidziani ludzie, a co najdziwniejsze, tuż po tych snach, oni się nagle odzywają. Jakbym ich ściągała swoją podświadomością czy coś. Chyba idzie zima.


Dziś polecam kolejny piękny film, który ostatnio widziałam. Nothing Personal Urszuli Antoniak ma wszystko to, czego szukam w kinie. Postaci, które intrygują, mimo że tak niedopowiedziane i jakby przezroczyste. Kamera, która opowiada bez słów, samymi obrazami i muzyką. Historia bez historii, która niepostrzeżenie wciąga swoim nieśpiesznym tempem. Samotność, pustka, miłość.


A do filmu polecam tradycyjnie kawę i ciastko. Przepis na czekoladowe ciastka z kwestii smaku, do której z przyjemnością odsyłam, a sama zabieram się za kolejny film.

poniedziałek, 14 listopada 2011

obiad. może tuńczyk?

Dziś jeden z moich ulubionych "awaryjnych" obiadów - szybki, prosty i tani. Zawsze staram się mieć w szafce puszkę tuńczyka - można go używać w nieskończonej ilości dań (i nigdy się nie nudzi, przynajmniej mi).

Propozycja na dziś - zapiekanka z penne i tuńczykiem (porcja dla dwóch bardzo głodnych lub czterech umiarkowanie głodnych osób).


Składniki:

* ok. 200 g makaronu penne lub innego ulubionego
* 1 puszka tuńczyka w sosie własnym
* 1 serek topiony naturalny (100g)
* ok. 6 łyżek śmietany
* 1 cebula
* 1 duży ząbek czosnku
* kilka czarnych oliwek
* sól, pieprz
* parę plastrów sera (u mnie gouda z ziołami)

Jak robimy?

Makaron gotujemy al dente. W międzyczasie kroimy cebulę w kostkę, podsmażamy na rozgrzanej oliwie. Dodajemy puszkę tuńczyka razem z sosem, który za chwilę wyparuje. Następnie dorzucamy pokrojony czosnek i pokrojone oliwki. Dusimy chwilę wszystko razem na małym ogniu, po czym dodajemy śmietanę i podzielony na kawałki serek topiony. Trzymamy na małym ogniu i mieszamy, aż powstanie jednolita gęsta masa. Doprawiamy. Makaron przekładamy do naczynia żaroodpornego, polewamy gotowym sosem. Na wierzchu kładziemy ser i wkładamy do piekarnika na ok. 10-15 minut w 180 stopniach, aż ser się zarumieni. Gotowe!


A w głośnikach nowa Florence + the Machine. 



Smacznego początku tygodnia!

niedziela, 13 listopada 2011

Pina

Wreszcie obejrzałam Pinę. To, że Wenders jest wielki, wiedziałam zawsze. Niebo nad Berlinem to jeden z moich ulubionych filmów, nie tylko jego, ale w ogóle. Wenders ma doskonałe wyczucie dźwięku i obrazu. I to było widać u niego zawsze. Aczkolwiek jeden z jego ostatnich obrazów - Palermo Shooting bardzo mnie rozczarował. Wiedziałam, że z Piną będzie inaczej. Jeszcze zanim obejrzałam ten film, wiedziałam że Wenders stworzył arcydzieło. Ale do kina i tak szłam z pewną obawą. Wyszłam oczarowana. Przede wszystkim kameralnością i intymnością tego filmu. Spodziewałam się widowiskowego dzieła, natomiast Wenders stworzył wyciszony, a przez to niezwykle mocny, swoisty hołd dla wielkiej tancerki i choreografki Piny Bausch.

O Pinie nie wiem zbyt wiele, ale jej choreografia zachwyciła mnie już dawno, kiedy obejrzałam Porozmawiaj z nią Almodóvara. Magia po prostu. To niesamowite, jak można zapanować nad ciałem, jak można je poczuć i jak wiele można poprzez nie przekazać.


W filmie każdy jeden ruch tancerzy zachwyca. W ich tańcu kryje się namiętność, nienawiść, pasja. Zachwyca też przestrzeń. Wenders wybrał jako tło dla choreografii Piny niezwykłą scenerię. Ulice Wuppertalu (po tym filmie obiecuję sobie, że kiedyś tam pojadę! i przejadę się tą podwieszaną koleją!), puste lofty, piaszczyste skaliska.

Wenders pewnie stworzył w efekcie inne dzieło, niż planował. Pina zmarła w 2009 roku, kiedy rozpoczynali wspólnie pracę nad projektem. Ciężko powiedzieć, jaki film by powstał, gdyby Pina żyła. Lepszy? Gorszy? Pewnie inny i równie genialny. Ale Wendersowi udała się rzecz niezwykła. Nie stworzył biografii tej wielkiej artystki, ani też laurki dla niej. Jego film jest minimalistyczny, pada w nim bardzo niewiele słów. Tancerze Piny mówią o niej, patrząc do kamery. Te krótkie wypowiedzi wzruszają. Pokazują niezwykłą więź między tancerzami a ich mistrzynią.

Można by jeszcze wiele pisać o Pinie. Ale ten film trzeba po prostu zobaczyć, przeżyć. Cieszę się, że Wenders po raz kolejny udowadnia klasę i myślę sobie, że, mimo że Pina jest absolutnie genialna, to dzieło życia jeszcze przed nim.


Jedno zastrzeżenie na koniec - jeśli macie do wyboru kiepskie 3D lub jego brak, to darujcie sobie te śmieszne okularki i idźcie na normalny film:) Jak dla mnie 3D jest tu absolutnie zbędne, ale nie byłam w multipleksie, może tam efekt jest lepszy (inna sprawa, że generalnie nie jestem fanką 3D, więc może jestem nieobiektywna).

Tak więc same ochy i achy i nie będzie dziś o gotowaniu, wybaczcie ;)

sobota, 12 listopada 2011

jestem

No tak, cztery miesiące temu prezentowałam nowe mieszkanie i zapowiadałam gotowanie w nowej kuchni, po czym nastąpiła cisza. Wypadałoby się więc wytłumaczyć. Otóż żyję i mam się dobrze i nie ma żadnego konkretnego powodu, dla którego zamilkłam. Po prostu znudziło mi się. Przyznaję, to dla mnie typowe. Ja po prostu szybko się nudzę.

Ale po licznych namowach i dopytywaniach co z blogiem, postanowiłam wrócić. Może to też kwestia pogody, która zdecydowanie zachęca do siedzenia w domu i gotowania. No ale sami wiecie, że nie mogę obiecać, że wróciłam na długo ;) Dlatego nawet nie próbuję nic obiecywać, a wszystkich zainteresowanych zapraszam do mnie z powrotem, tymczasowo.


Dziś ciasteczka owsiane, idealne jako przekąska do czytania i oglądania filmów. Aa własnie! Sporo dobrych filmów ostatnio miałam okazję obejrzeć. Bo raz, że Cinergia, a dwa że zachciało mi się trochę ponadrabiać kinowe zaległości.

Na Cinergii przede wszystkim, ku mojej wielkiej radości, nowe kino niemieckie. Tu były zarówno rozczarowania (Fryzjerka), jak i bardzo pozytywne zaskoczenia (Obca, Lollipop Monster).

A poza Cinergią dwa filmy, które ostatnio poszerzyły grono moich ulubionych: Mapa dźwięków Tokio i Drive (Magda, dziękuję że poleciłaś:). Może napiszę o nich parę słów innym razem, dziś tylko gorąco polecam, bo naprawdę warto!


Ale wracając do kuchni... Uwielbiam wszelkie ciasteczka owsiane, te dzisiejsze zainspirowane są przepisem Marthy Stewart (u mnie przepis lekko zmodyfikowany).

Jabłkowe ciasteczka owsiane

* 4 łyżki rozpuszczonego masła
* pół szklanki brązowego cukru (szklanka to zdecydowanie za dużo)
* 1 jajko od szczęśliwej kury
* 1 zmiksowane na mus jabłko
* 1,5 szklanki płatków owsianych
* 1 szklanka mąki orkiszowej razowej (zamiast zwykłej białej)
* 1/4 szklanki mąki pszennej
* łyżeczka sody
* szczypta soli
* pół łyżeczki cynamonu
* ok. pół szklanki pestek dyni (w oryginale rodzynki)

Masło roztopiłam w rondelku i rozpuściłam w nim cukier. Dodałam jajko, wymieszałam. Następnie dodałam  mus z jabłek i znów wymieszałam. Wsypałam płatki, mąkę, sodę, sól i cynamon. Całość wymieszałam, dosypując stopniowo pestki dyni.

Gotową masę nakładamy łyżką na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, zachowując odstępy. Pieczemy do uzyskania złocistego koloru - ok. 15 minut w temp. 180 stopni. Po wyjęciu z piekarnika studzimy na kratce.


Ciasteczka są pyszne, dosyć chrupkie, ale nie twarde. Pozostaje usiąść wygodnie z książką i się delektować! ;)

środa, 27 lipca 2011

po raz pierwszy w nowej kuchni

Zgodnie z zapowiedzią - zaczynam działać w nowej kuchni. A dzisiejszy dzień wybitnie sprzyja wypiekom i innym aktywnościom kulinarnym, no bo co tu innego robić, kiedy za oknem tak zimno, mokro i paskudnie? Do takiej aury idealnie pasują mi muffiny - książka, kawa i coś słodkiego do niej i brzydki dzień od razu wydaje się bardziej znośny.
Te muffiny wypatrzyłam dziś tu i podjęłam błyskawiczną decyzję, że zaraz je zrobię. W domu miałam wszystko oprócz bananów, ale co tam, przemogłam niechęć do deszczu i wyskoczyłam do sklepiku naprzeciwko o wdzięcznej nazwie Warzywa Owoce.
I są. Genialne! Słodkie, miękkie i pachnące. Idealne na niepogodę.

Muffiny bananowo - owsiane

Składniki (na 12 muffinów):

  • 1 i 1/2 szklanki maki pszennej (u mnie szklanka pszennej i pół szklanki żytniej razowej)
  • 2/3 szklanki błyskawicznych płatków owsianych
  • 1/3 szklanki brązowego cukru
  • 1/3 szklanki jogurtu
  • 50 ml oleju roślinnego
  • 1 duże jajko
  • 3 bardzo dojrzałe banany
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka esencji waniliowej
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
  •  szczypta soli

    Wszystkie składniki wyjąć wcześniej, by miały temperaturę pokojową. Nagrzać piekarnik do 185 stopni Celsjusza. Wysmarować oliwą lub wyłożyć papilotkami formę do muffinów.
    Rozgnieść dwa banany na puree. Trzeciego banana pokroić na 12 plasterków.
    Do miski przesiać mąkę, cukier, proszek do pieczenia, sól oraz płatki owsiane i cynamon. W drugiej misce wymieszać jogurt z olejem, jajkiem i esencja waniliową. Dodać puree bananowe i wymieszać.
    Dodać „mokre” składniki do suchych i wymieszać niezbyt dokładnie.
    Napełnić ciastem foremki do muffinów. Na wierzchu każdej porcji ciasta ułożyć plasterek banana.
    Piec około 25 minut, aż muffiny będą złotobrązowe, a patyczek wbity w babeczkę wyjdzie czysty, bez przyczepionych mokrych kruszynek.
    Wyjąć z piekarnika i odstawić na 5 minut. Wyjąć babeczki z formy i ostudzić na kratce.


    Mniam.

    No, czyli nowa kuchnia wypróbowana. Może teraz wreszcie uda mi się zaglądać tu trochę częściej.

    A na koniec ciekawostka: jak dać fotelowi drugie życie? :)


    Otóż, wystarczy kawałek materiału z Ikei, tracker i trochę czasu. Jakby ktoś miał jeszcze jakiś fajny, niepotrzebny i podniszczony fotel, to chętnie przygarnę i zrobię z nim porządek ;)

    niedziela, 24 lipca 2011

    powrót. i tym razem nie o gotowaniu.

    Strasznie tu cicho ostatnio, wiem. No ale o gotowaniu ostatnio nie było mowy, bo nie było i gdzie gotować. Przeprowadzka, przeprowadzka i jeszcze raz przeprowadzka. Opuściłam Chryzantemy, gdzie przez rok mieszkało się bardzo miło. I zaciszne Doły zamieniłam na głośne centrum. Ostatnie dwa tygodnie upłynęły na przewożeniu gratów i urządzaniu się. Najwięcej kłopotu było z kuchnią właśnie, ale miałam najlepszą ekpię remontową (w postaci mamy i taty) i wreszcie powstało stanowisko do gotowania i blogowania, także proszę oczekiwać wkrótce nowych przepisów :)

    Kuchnia jest nieduża, całe mieszkanie zresztą mieści się na 27 metrach kwadratowych, ale najważniejsze że wreszcie mam swój własny kąt, no i że wygląda to dokładnie tak jak sobie wymarzyłam. Kamienica, antresola, zieleń, fiolet i raczej minimalnie. Czyli tak jak miało być.

    Jest dobrze, jak odeśpię to będę się bardzo cieszyć ;) I wreszcie zrobię parapetówkę, o!

    tu się będzie gotować...

    ... a tu mieszkać :)

    niedziela, 3 lipca 2011

    na brzydką pogodę: zakupy i tarta

    Witam po dłuższej nieobecności. Znów zrobiłam sobie małą przerwę z gotowania i blogowania, bo ostatnio jakoś nie było czasu ani ochoty. Sporo się dzieje, pracy coraz więcej, a niebawem przeprowadzka, dlatego jakoś się nie składało.
    Ale dziś, żeby sobie umilić ten brzydki i zimny dzień, postanowiłyśmy zrobić obiad z siostrą, która wpadła w odwiedziny. A że ostatnio tarta na cieście francuskim była u mnie w domu hitem (wprawdzie z brokułami, bo nie mogłyśmy znaleźć szparagów), to dziś jej nowa wariacja.
    I tak, wpadłyśmy do domu po prawie czterogodzinnych zakupach, padnięte i zmęczone i już za chwilę na stole był obiad :) Polecam, robi się ją w niecałe pół godziny! A efekt... mniam!


    Tarta z pesto, szynką i pomidorkami


    * 1 opakowanie (rolka) ciasta francuskiego z lodówki
    * 1/3 słoiczka pesto
    * dwa duże plastry szynki szwarcwaldzkiej
    * kilka pomidorków koktajlowych
    * kilka zielonych oliwek
    * kulka mozzarelli
    * odrobina oliwy z oliwek

    Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni. Na dużej blasze rozkładamy papier do pieczenia, a na nim rozwijamy ciasto francuskie. Brzegi ciasta zaginamy do środka na 1 cm i widelcem robimy wzorek. Brzegi smarujemy oliwą. Na cieście rozsmarowujemy pesto, układamy szynkę, plastry mozzarelli, oliwki i pomidorki. Pieczemy ok. 20-22 minut do zarumienienia się brzegów.




    I dzień, mimo paskudnej pogody, od razu wydaje się przyjemniejszy. A w szafie wisi wymarzona sukienka (gdyby nie moja siostra, to pewnie bym jej nie kupiła). Co jest z tymi zakupami, że zawsze tak skutecznie poprawiają nastrój? :) Tak samo, jak i dobre jedzenie. Nie mam pojęcia, niemniej: chwilo, trwaj! :)

    wtorek, 21 czerwca 2011

    pozytywnie. i coś do jedzenia w pięć minut.

    Oj, sporo się ostatnio dzieje, głównie dobrego. To znaczy, niby nic takiego, ale po prostu jest ok. I nawet nie przeszkadza mi specjalnie, że całe wakacje w Łodzi. Kwestia pozytywnego nastawienia. Tylko że z tego wszystkiego nie mam czasu na gotowanie. Ciągle coś, ciągle w biegu. A w dodatku zdarzają się takie dni jak dziś, z syndromem dnia poprzedniego, kiedy przyjmowanie wszelkich pokarmów jest niezwykle trudne;) Ale wtedy podobno dobrze jest zjeść coś konkretnego.
    Dlatego dziś szybka, prosta i smaczna propozycja na obiad/kolację/przekąskę/co kto chce.


    Parówki w cieście francuskim

    * rolka ciasta francuskiego
    * opakowanie parówek
    * jajko

    Ciasto francuskie rozwijamy i kroimy na kawałki. Parówki przekrawamy na pół i zawijamy w plastry ciasta. Robimy nacięcia nożem i smarujemy jajkiem. Wstawiamy do piekarnika na kilkanaście minut (aż się zarumienią).

    Prawda, że banalne? ;)

    środa, 15 czerwca 2011

    szybko, szybciej, zapiekanka!

    Co na obiad? Ostatnio najczęściej zapiekanka. A właściwie różne zapiekankowe wariacje. Moje najnowsze kulinarne odkrycie jest takie, że można zapiekać absolutnie wszystko ze wszystkim: same warzywa, warzywa z mięsem lub wędliną, nie wspominając o zapiekankach makaronowych. I zawsze w efekcie wychodzi coś dobrego, a przy tym prostego i szybkiego w wykonaniu (a to ostatnio dla mnie decydujący czynnik!). Wczoraj na obiad była pyszna zapiekanka Zosi, niestety nie zdążyłyśmy zrobić zdjęcia, bo byłyśmy baardzo głodne ;)
    A dziś kolejna prosta wersja zapiekanki - z tego, co akurat miałam pod ręką :)


    Zapiekanka z brokułem, mięsem mielonym i kukurydzą


    * 1 świeży brokuł
    * 1 mała cebula
    * 250 g mięsa mielonego indyczego
    * mała puszka kukurydzy
    * parę plastrów żółtego sera
    * sól, pieprz, przyprawa do mięsa mielonego

    Brokuła gotujemy. Na patelni z odrobiną oliwy smażymy mięso mielone i posiekaną cebulę, aż się zarumienią. Przyprawiamy. Następnie wrzucamy na patelnię kukurydzę i wszystko mieszamy. W naczyniu żaroodpornym wykładamy brokuła, a na nim mięso z kukurydzą. Na wierzch kładziemy ser i podpiekamy ok. 10 minut w piekarniku.

    Proste i smaczne. Idealny obiad dla zapracowanych! :)

    wtorek, 14 czerwca 2011

    smaki dzieciństwa, smaki lata. fasolka!

    Fasolka szparagowa to dla mnie jeden ze smaków dzieciństwa. I to taka prosto z ogródka, podawana oczywiście z bułką tartą. Ale dziś będzie zdrowsza, a mimo to bardzo smaczna, wersja fasolki. Idealna na lekki, wiosenny obiad.
    W ogóle to nie wiem jak wy, ale ja o tej porze roku mogłabym się żywić samymi warzywami i owocami. Nie wspominając, że jestem totalnie uzależniona od truskawek i potrafię codziennie zjadać ich niezliczone ilości;)


    Zapiekana fasolka z pomidorami

    * 1/2 kg fasolki szparagowej
    * parę pomidorów
    * ząbek czosnku
    * łyżka octu balsamicznego
    * sól, pieprz, papryka
    * świeża bazylia
    * parę plastrów żółtego sera

    Fasolkę gotujemy, pomidory parzymy we wrzątku i zdejmujemy skórkę. Następnie wrzucamy je na patelnię z odrobiną oliwy, dodajemy posiekany czosnek, przyprawy i ocet balsamiczny. Chwilę dusimy. Ugotowaną fasolkę wkładamy do naczynia żaroodpornego, na wierzch kładziemy pomidory z patelni i ser. Wstawiamy na parę minut do piekarnika.
    Smacznego!

    poniedziałek, 13 czerwca 2011

    jest pięknie. słońce, spacer, truskawki, czereśnie.

    Uwielbiam taką pogodę. Słońce. Początek wakacji. Truskawki i czereśnie. Wczoraj, gdy siedziałam na słońcu, słuchałam ulubionej muzyki i czytałam książkę, pomyślałam sobie, że jest po prostu dobrze i że ta chwila mogłaby trwać bez końca. A potem był spacer. W ramach DNI KULTURY ŻYDOWSKIEJ przez trzy godziny spacerowaliśmy po cmentarzu żydowskim z dwójką przewodników: Hubertem Rogozińskim i Joanną Podolską.
    Tak się składa, że ja mam ten zabytkowy cmentarz właściwie po sąsiedzku, wybierałam się na spacer tysiące razy i nie mogłam się wybrać. W końcu się udało i już planuję kolejny spacer, bo czasu było trochę za mało, żeby na spokojnie pooglądać te wszystkie wąskie alejki.



    Oprócz spaceru był też koncert i pierwsze czereśnie w roku:)
    A żeby utrwalić te piękne, słoneczne chwile, polecam ciasto. Najprostsze i najszybsze. I oczywiście z owocami: truskawkami i czereśniami właśnie.


    Ciasto z truskawkami i czereśniami

    Składniki:

    • 4 jajka
    • 3/4 szklanki cukru (dałam pół na pół z brązowym i w sumie trochę mniej niż 3/4 szklanki)
    • 0,5 szklanki oleju (u mnie trochę mniej)
    • 1,5 szklanki mąki pszennej (pół na pół z razową)
    • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
    • kilka kropel aromatu waniliowego
    • około 50 dag owoców (można dać więcej)
    Oddzielić białka od żółtek. Białka ubić na sztywną pianę, dodawać stopniowo cukier, dalej ubijając. Do masy dodać żółtka, ubić. Wlać olej i dobrze wymieszać, można zmiksować. Na koniec dodać mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia oraz aromat, wymieszać łyżką. Na wierzch wyłożyć owoce.

    Piec w temperaturze 170°C przez około 1 godzinę (piekłam w formie o średnicy 26 cm).

    Przepis z moich wypieków - klik. Zamiast rabarbaru dałam moje ulubione owoce, ale pasują tu absolutnie wszystkie.


    sobota, 4 czerwca 2011

    i znów szparagi. trochę inaczej.

    Wczoraj była tarta ze szparagami, a że trochę ich zostało, to dziś na obiad najprostsza, a mimo to jakże efektowna, propozycja: szparagi zawijane w szynce. Bo przecież nic się nie może zmarnować ;) Powiem krótko: uwielbiam szparagi (zwłaszcza zielone)! ;)


    Szparagi zawijane w szynce

    * kilka zielonych szparagów
    * tyle samo plastrów szynki
    * pasta z suszonych pomidorów

    Szparagom odcinamy końcówki i gotujemy we wrzątku (posolonym i posłodzonym) przez ok. 5-7 minut. Plastry szynki smarujemy z jednej strony pastą z suszonych pomidorów (kiedyś, przy tygodniu włoskim, można było dostać w Lidlu, ale pewnie gdzie indziej też jest). Ugotowane szparagi zawijamy w plastry szynki (tak by pasta była wewnątrz) i pieczemy przez ok. 20 minut w temp. 180 stopni, aż szynka się zarumieni (można w międzyczasie przełożyć na drugą stronę). I to tyle.
    Smacznego weekendu!

    piątek, 3 czerwca 2011

    tarta ze szparagami. idealnie.

    Uwielbiam czerwiec! I te wszystkie pyszne, świeże, kolorowe owoce i warzywa! Dziś po raz drugi skusiłam się na szparagi, tym razem zielone (chyba smaczniejsze, niż białe). Od razu wiedziałam, co z nimi zrobię, bo na ten piękny przepis - klik natrafiłam już jakiś czas temu.
    Co mogę powiedzieć. Poezja! :) Zarówno wrażenia smakowe, jak i wizualne, nie do opisania! Bałam się, że moja tarta nie będzie taka ładna, jak w oryginale, ale przepis jest doskonały, a przy tym naprawdę łatwy, więc nie ma mowy o pomyłce :)
    Polecam!!




    Tarta ze szparagami i szynką na cieście francuskim


    SKŁADNIKI:
    • 1 opakowanie (rolka) ciasta francuskiego z lodówki
    • 10 szparagów zielonych z odciętymi końcówkami (u mnie zmieściło się osiem, ale mam małą blachę)
    • 4 plastry wędzonej szynki, np westfalska, szwarcwaldzka
    • 10 dag koziego sera, np chevrette (ja dałam ser brie)
    • 2 jajka
    • 3 łyżki śmietany 12% lub jogurtu bałkańskiego
    • sól, pieprz świeżo mielone
    • płaska łyżeczka cukru (do gotowania szparagów)
    • listki świeżego tymianku (nie miałam, więc dałam taki w proszku)
    • odrobina oliwy


    PRZYGOTOWANIE:
    Szparagi włożyć, do garnka z  osolonym wrzątkiem z dodatkiem cukru, tak, aby główki wystawały ponad powierzchnię. Gotować 5-7 minut. Piekarnik rozgrzać do 200 stopni. Na dużej blasze rozłożyć papier do pieczenia, a na nim rozwinąć ciasto francuskie. Brzegi ciasta zagiąć do środka na 1 cm i widelcem utworzyć wzorek. Brzegi posmarować oliwą. Jajka lekko rozmieszać ze śmietaną i rozsmarować na cieście. Następnie posypać grubo startym serem, obłożyć plastrami szynki i odcedzonymi z wody szparagami (wodę i odcięte końcówki można wykorzystać do zrobienia zupy;) Piec ok. 20-22 minut do zezłocenia się brzegów. Gotową posypać listkami tymianku, kroić nożem do pizzy:)




    poniedziałek, 30 maja 2011

    obiad - szybko - zapiekanka!

    Dzisiejszy obiad będzie szybki, łatwy w wykonaniu i tani. Coś, na co może sobie pozwolić osoba, dzieląca czas między przygotowywaniem zajęć, pracą a poszukiwaniami mieszkania. Czyli ja ;)
    Niestety niewykluczone, że w najbliższym czasie będzie tu raczej pusto, bo rozglądanie się za mieszkaniem marzeń pochłania naprawdę dużo czasu i energii. Niemniej będę się starać w miarę możliwości zaglądać do kuchni ;)

    Dziś zapiekanka z młodych ziemniaczków, parówki (może być też inna wędlina/mięso wedle uznania) i groszku. Smaczne i pożywne. Polecam zabieganym i nie tylko!


    Szybka zapiekanka (porcja dla dwóch osób)


    * kilka młodych ziemniaków
    * 2-3 parówki
    * 1 mała cebula
    * 1/3 puszki zielonego groszku
    * kilka plastrów żółtego sera
    * ulubiona przyprawa, np. do pizzy

    Ziemniaki ugotować. Na patelni z odrobiną oliwy podsmażyć cebulę, dorzucić pokrojone w plasterki parówki. Całość chwilę podsmażyć, posypać przyprawą. Ugotowane ziemniaki pokroić w plastry, ułożyć w naczyniu żaroodpornym. Na ziemniaki położyć podsmażone parówki i cebulę. Dodać groszek. Na wierzchu położyć ser. Podpiec w piekarniku przez ok. 20 minut w 180 stopniach.

    wtorek, 24 maja 2011

    drugie w tym roku. dla ochłody.

    Tym razem truskawki będą w płynie. Przedstawiam mój pomysł na kawę mrożoną - w smaku to jednak bardziej kawa, niż truskawki, bo dla mnie kawa to kawa ;) Dodatki są mile widziane, ale nie najważniejsze.
    Jeśli lubicie kawę mrożoną nie za słodką i jednak z przewagą kawy, ale z miłym truskawkowym aromatem, to polecam! Idealna na majowe upały. Do ostudzenia emocji (oj, dużo ich ostatnio!).



    Domowa frappe z truskawkami

    * kubek mocnej kawy zaparzonej w ekspresie
    * kubek zimnego mleka 0,5%
    * garść świeżych truskawek
    * spora łyżka ulubionych lodów (u mnie śmietankowo-truskawkowe)
    * brązowy cukier wedle uznania (u mnie odrobina)
    * kilka kostek lodu

    Kawę zaparzyć i odstawić do ostygnięcia, potem na chwilę wstawić do lodówki. Zimną kawę połączyć z mlekiem, dodać truskawki, lody i cukier. Wszystko zmiksować blenderem. Dorzucić lód, przelać do szklanek.

    Smacznego i zimnego :-)

    pożar na talerzu. risotto rosso.

    Jemy oczami, wiadomo. Uczty dla oczu bywają czasem przyjemniejsze, niż te smakowe. Dlatego dzisiejsza propozycja obiadowa kusi wizualnie, zachwyca intensywnością koloru, ale co ważne, nie rozczarowuje też w warstwie smakowej ;)
    Gdy zobaczyłam to risotto, wiedziałam, że muszę je zrobić! Uwielbiam czerwone warzywa, no i są tu moje ulubione suszone pomidory. Pycha!
    Przedstawiam ognisto czerwone risotto rosso.


    Rissotto rosso – czerwone risotto 


    150g ryżu arborio
    1 cebula
    1 czerwona pieczonej papryki bez skórki
    8 suszonych pomidorów (u mnie suszone, bez oleju)
    ½ główki radicchio - czerwonej cykorii (nie dodałam, bo nigdzie nie znalazłam)
    ½ litra wywaru warzywnego
    3 gałązki tymianku
    2 łyżki koncentratu z buraka
    1 łyżka  octu balsamicznego ciemnego
    1 łyżeczka masła (nie dodałam)

    Cebulę i suszone pomidory posiekać w kostkę i podsmażyć na oliwie, dodać ryż. Podsmażyć aż wszystkie ziarenka ryżu pokryje oliwa. Dodać pokrojoną drobno pieczoną paprykę. Zalać chochlą wywaru. Poczekać aż ryż wchłonie wywar. Dodać ocet balsamiczny, listki tymianku i sok z buraka. Jak płyn odparuje dolać kolejna chochlę wywaru. Powtarzać tę czynność aż wlejemy cały wywar (jeśli ryż nadal jest twardy, dolewamy wodę). Nie dodawać soli - suszone pomidory są wystarczająco słone.





    Przepis stąd.

    niedziela, 22 maja 2011

    znów burza. a na stole pizza.

    Szybko zleciał ten weekend. Miało by konstruktywnie, a wyszło jak zawsze ;) Ale przynajmniej były spacery dłuższe i krótsze z Felą, która jest absolutnie urocza, przegląd hitów z młodości, chwile relaksu z książką i filmem.
    A pomysł na obiad - kolorowa pizza.


    Pizza wiosenna


    Spód:
    * 5 g drożdży suchych
    * 1/4 szklanki ciepłej wody
    * 1 łyżka oliwy
    * szczypta soli
    * pół szklanki mąki pszennej
    * pół szklanki mąki pszennej pełnoziarnistej
    * sos pomidorowy (koncentrat, pasta z suszonych pomidorów, woda)
    * przyprawa do pizzy

    Dodatki wedle uznania, u mnie:
    * 1 mała pierś z kurczaka
    * przyprawa do kurczaka
    * 1 mały pomidor
    * pół ogórka
    * 2 plastry sera gouda light

    Drożdże rozpuścić w ciepłej wodzie i na chwilę zostawić. Następnie dodać do wymieszanej mąki z łyżką oliwy i solą. Całość wymieszać i uformować kulkę. Zostawić na ok. 20 minut do wyrośnięcia. Po 20 minutach rozwałkować na blaszce, posmarować sosem i posypać przyprawą, położyć dodatki (ogórka dopiero po wyjęciu z piekarnika). Piec aż się zarumieni.


    Smacznego! A na deser jeden z hitów młodości ;)

    piątek, 20 maja 2011

    pierwsze w tym roku!

    Truskawki oczywiście. Zawsze mówię sobie, że poczekam aż będą lepsze i tańsze, ale w końcu i tak kupuję jak tylko się pojawią, mimo skandalicznej ceny (12 zł/kg). Te były całkiem niezłe. Częściowo zjedzone same, częściowo wykorzystane do muffin na odwiedziny siostry.




    Przepis na muffinki stąd:


    Składniki:
    na 12 muffinek

    - 2 szklanki mąki razowej pszennej
    - 0,75 szklanki drobnego cukru (dałam trochę mniej)
    - 0,75 szklanki maślanki
    - 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
    - 0,5 łyżeczki sody
    - 1 łyżeczka soli
    - 1 jajko
    - 0,25 szklanki oleju roślinnego
    - 12 średnich truskawek

    W jednym naczyniu łączymy suche składniki (oprócz truskawek). W drugim roztrzepane jajko, olej i maślankę. Łączymy zawartość obu naczyń. Na dnie foremek lub papilotek układamy po jednej umytej truskawce i wypełniamy ciastem.
    Piec należy je w temperaturze 180 st.C przez około 20-25 minut.





    A weekend pod znakiem nadrabiania lektur i spacerów z Felą (fajnie mieć psa, chociaż na chwilę!;).

    czwartek, 19 maja 2011

    wiosennie. delikatnie. szparagi.

    Szparagi... Od dawna miałam na nie ochotę i kiedy niedawno zobaczyłam je w całkiem przystępnej cenie, to niewiele myśląc, wzięłam. I pojawiło się pytanie: co by tu z nimi zrobić? Zamarzył mi się krem ze szparagów, ale w głowie miałam, nie wiedzieć czemu, obrazek z "Dziennika Bridget Jones" z niebieską zupą ;) Niemniej postanowiłam spróbować. Przejrzałam mnóstwo różnych przepisów i w efekcie postawiłam na prostotę - chciałam, żeby ilość składników była minimalna, tak aby nie zdominowały one smaku szparagów.


    Najbardziej spodobał mi się ten przepis - klik. I mogę go z czystym sumieniem polecić! A dla tych, którzy podobnie jak ja, w kwestii szparagów są laikami, świetny poradnik - klik. Zupa wyszła wyjątkowo delikatna - nic w tym dziwnego, skoro w dużej mierze składa się z mleka. Z wierzchu posypałam uprażonymi migdałami i udekorowałam listkami mięty. Polecam!!!


    Zupa krem z białych szparagów

    Na 2-4 porcje

    375 ml mleka 1% tłuszczu (u mnie 0,5%)
    750 g białych szparagów
    250 ml bulionu
    100 ml płynnej śmietanki 18% (u mnie jogurt naturalny)
    1/2 łyżeczki cukru
    sól
    biały pieprz

    1. Szparagi umyć, główki odciąć i zachować.
    2. Mleko umieścić w garnku wraz z cukrem i solą. Włożyć szparagi (bez główek) i doprowadzić do wrzenia. Gotować na małym ogniu do czasu, aż szparagi zmiękną.
    3. Wlać bulion. Całość zmiksować na gładką masę przy pomocy blendera. Doprawić solą i białym pieprzem.
    4. W osobnym garnuszku ugotować główki szparagów. Dodać wraz ze śmietanką do zupy. Przed podaniem podgrzać.


    środa, 18 maja 2011

    ra-bar-bar!

    Rabarbar to dla niektórych jeden ze smaków dzieciństwa. Dla mnie to raczej nowy smak, bo u mnie w domu rabarbaru się nie używa (chyba ze względu na jego złą sławę, wywołaną sporą zawartością kwasu szczwawiowego).
    Mnie od dawna rabarbar kusił i za każdym razem, gdy widziałam te długie czerwone łodygi na straganikach owocowo-warzywnych, obiecałam sobie do czegoś go wykorzystać.


    Kupiłam, myślałam co by tu zrobić i wymyśliłam! Lekkie, zdrowe muffiny z rabarbarem. Kwaskowy rabarbar świetnie łączy się ze słodyczą truskawek. Ja truskawek nie miałam (z resztą te dostępne teraz nie smakują jeszcze jak truskawki...), ale dodałam truskawkową maślankę.
    Efekt zadowalający. Smak rabarbaru kojarzy mi się z tymi wszystkimi kwaskowymi żelkami wykrzywiającymi buzię, fajnie orzeźwia i równoważy słodycz. Jeszcze go do czegoś wykorzystam!


    Razowe muffiny truskawkowo-rabarbarowe

    Suche składniki:

    * 250 g mąki orkiszowej razowej typu 2000
    * 175 g brązowego cukru
    * 1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
    * 1 łyżeczka cynamonu
    * 1/2 łyżeczki sody
    * 1/4 łyżeczki soli

    Mokre składniki:

    * 1 szklanka odtłuszczonej maślanki truskawkowej
    * 100 g masła roztopionego i przestudzonego
    * 2 jajka
    * 2 łodygi rabarbaru

    Rabarbar obieramy i kroimy w kostkę. Mieszamy składniki suche z mokrymi, dorzucamy rabarbar. Ciasto wylewamy do foremek, posypujemy na wierzchu płatkami migdałów. Pieczemy ok. 30 min. w temperaturze 180°C.

    wtorek, 17 maja 2011

    reaktywacja. risotto Majki.

    No tak, powinnam się chyba wytłumaczyć ze swojej nieobecności... Mogłabym napisać, że wyjazdy, że zajęcia, że permanentny brak czasu i nawet byłaby to prawda, ale głównym powodem był brak chęci do gotowania, chwilowe zmęczenie i znudzenie (co z resztą u mnie typowe).
    I gdyby nie naciski z różnych stron, to pewnie porzuciłabym blogowanie, ale czego się nie robi dla przyjaciół ;)


    Więc jestem z powrotem. Z nową energią i nowymi inspiracjami, zaczerpniętymi podczas ostatnich wizyt.
    No właśnie... I tu dochodzę do sedna, bo trzeba Wam wiedzieć, że jest to wpis z dedykacją.



    Jeszcze kiedy siedziałam w pociągu z Wrocławia, to wiedziałam, że jako pierwsze zrobię risotto Majki!
    Majkę poznałam dzięki Tomaszowi, właściwie już podczas mojej wizyty w Poznaniu w okolicach lutego, ale dopiero teraz miałyśmy okazję pobyć ze sobą trochę dłużej, tak na spokojnie, a nie w biegu.


    I będąc w Poznaniu za drugim razem, spędziłam sobotę i kawałek niedzieli właśnie w mieszkaniu Majki i Michała - mieszkaniu z pięknym widokiem, ogromnym balkonem i długowąsą Bajką. Zaprosili mnie do siebie, mimo że właściwie się nie znaliśmy i mimo że jedno łóżko już było zajęte przez innego gościa.
    Wszystko, co bym tu napisała o Majce, byłoby tylko namiastką. Że jest ciepła i dowcipna, że uwielbia Włochy i robi przepyszne (!!) włoskie jedzenie, że mają razem z Michałem taki dom, z którego nie chce się wychodzić. Że można w tym domu spędzić cały dzień na balkonie, jedząc pizzę, jajecznicę z awokado, ciasto z rabarbarem i risotto (o którym za chwilę), popijać wino i bez końca rozmawiać o filmie i muzyce.


    Mam nadzieję, że zobaczymy się niebawem, tym razem w Łodzi. A póki co podaję przepis na pyszne, żółte risotto, które jadłam w Poznaniu i które obiecałam sobie powtórzyć, jak tylko wrócę do domu.


    RISOTTO MAJKI z kurczakiem i groszkiem
    (dla 2 osób)


    * 1 mała pierś z kurczaka
    * 2 woreczki ryżu [u mnie ryż arborio do risotto]
    * puszka groszku
    * 2 ząbki czosnku
    * pietruszka lub rukola (lepiej rukola!)
    * 1 cebula
    * sól, pieprz, curry, kurkuma
    * 0,5l bulionu

    Podsmażam pokrojone w kostkę mięso. Dorzucam cebulę i czosnek (pokrojone wedle uznania), chwilę smażę. Solę, pieprzę. Następnie wrzucam ryż i mieszam.
    Po minucie zaczynam wlewać bulion, ale malutkie porcje, np 1/3 szklanki.
    Musi być na małym ogniu. I co chwilę trzeba mieszać. Jak porcja wody zostanie wchłonięta przez ryż, dolewam kolejną. Jak się bulion skończy, można zalewać wodą. Trzeba próbować ryż, ale on dochodzi ok 20 minut, raczej nie krócej. Pod koniec zalewania wodą wrzuć groszek (pół puszki wystarczy), posiekaną pietruszkę lub porwaną rukolę (my dajemy w ilościach nieprzyzwoitych), no i posyp curry oraz kurkumą- ryż wtedy nabierze złocistego koloru.
    Smacznego ;)



    Wyszło pycha, więc polecam! A w lodówce czekają szparagi i rabarbar :) Znowu chce mi się gotować, więc jest szansa, że blog będzie żył ;)