Strasznie tu cicho ostatnio, wiem. No ale o gotowaniu ostatnio nie było mowy, bo nie było i gdzie gotować. Przeprowadzka, przeprowadzka i jeszcze raz przeprowadzka. Opuściłam Chryzantemy, gdzie przez rok mieszkało się bardzo miło. I zaciszne Doły zamieniłam na głośne centrum. Ostatnie dwa tygodnie upłynęły na przewożeniu gratów i urządzaniu się. Najwięcej kłopotu było z kuchnią właśnie, ale miałam najlepszą ekpię remontową (w postaci mamy i taty) i wreszcie powstało stanowisko do gotowania i blogowania, także proszę oczekiwać wkrótce nowych przepisów :)
Kuchnia jest nieduża, całe mieszkanie zresztą mieści się na 27 metrach kwadratowych, ale najważniejsze że wreszcie mam swój własny kąt, no i że wygląda to dokładnie tak jak sobie wymarzyłam. Kamienica, antresola, zieleń, fiolet i raczej minimalnie. Czyli tak jak miało być.
Jest dobrze, jak odeśpię to będę się bardzo cieszyć ;) I wreszcie zrobię parapetówkę, o!
|
tu się będzie gotować... | | | | |
|
|
|
... a tu mieszkać :) |
Bardzo ładnie;) Gdzie dokładnie? ;)
OdpowiedzUsuńLegionów. jak wymyślę termin parapetówki to się odezwę!;) pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńFajne mieszkanko! A kuchnia wcale nie wyglada na mala.
OdpowiedzUsuńGratuluję własnych metrów;) To zawsze cieszy;)
OdpowiedzUsuńNowa kuchnia to tyle emocji! Gratuluję - niech się w niej pieką i gotują same pyszności:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Też mi się marzy takie małe mieszkanko, ale najlepiej w Bełchatowie. :)
OdpowiedzUsuńOch, pamiętam ten dreszczyk, kiedy przeprowadzałam się do swoich czterech kątów :D
OdpowiedzUsuńFajne mieszkanko :) Nie masz przypadkiem ochoty pokazać całego? :D