poniedziałek, 31 grudnia 2012

tak ogólnie to

to nie był zły rok


Co nie zmienia faktu, że 2013 może być jeszcze lepszy, a nawet powinien. Czego życzę sobie i Wam wszystkim.

I jeszcze moje subiektywne podsumowanie minionego.

FILM 2012
Raj: miłość / Raj: wiara [reż. Ulrich Seidl]
- za estetycznie niewyestetyzowane ciało i zwyczajne dziwactwa oglądane z perwersyjną (nie)przyjemnością














SERIAL 2012
Bez tajemnic [HBO Polska]
- Jerzy Radziwiłowicz [!], Julia Kijowska [!] i wszyscy inni, bo polski serial też może być dobry, jeśli zaangażuje się takich aktorów
















ALBUM 2012
Cat Power - Sun
- za przyjemny chillout bez fajerwerków, bo nie zawsze być muszą

















KSIĄŻKA 2012
Kroją mi się piękne sprawy. Listy 1948-1971 [Alina Szapocznikow, Ryszard Stanisławski]
- za przybliżenie realiów życia artystycznego powojennej Europy, za ujmującą intymność, za otwartość w odbieraniu świata















Fragment listu Szapocznikow do Stanisławskiego z 1958 roku:
Kochany, bardzo Cię proszę, zwłaszcza ze wszystkich względów i Piotrusia itd. Bądź w przyjaźni z Romkiem, tylko tak można, naprawdę pięknie i po europejsku, tutaj to sprawdziłam jeszcze raz. I tylko tak można utrzymać środowisko, które jest podstawą naszego działania i życia, i do którego przecież należycie obaj. To są rzeczy ponad spanie - a spać i tak nie można zawsze z tym samym, bo to się robi obrzydlistwo. Więc bez urazów, bądźmy ludźmi!!


ARTYSTKA/ARTYSTA 2012
Marina Abramović
- za film Marina Abramović - The Artist is Present, ale przede wszystkim za całokształt i za to, że robiąc przez całe życie radykalny performance można pokazać się też na okładce Vogue'a i nie ma zgrzytu



A dziś pożegnajmy ten rok, jak należy :]

sobota, 29 grudnia 2012

szybki chlebek bananowy i inne weekendowe przyjemności

Planowałam sobie być bardziej aktywną po rzeczonej reaktywacji bloga, ale jakoś tak się złożyło, że wczoraj Warszawa (chyba zaczynam lubić to miasto!), dziś też bardzo miły wieczór i nie było kiedy tu zajrzeć.

Dziś będzie krótko, bo weekend zaczął się dość intensywnie i chyba muszę się wyspać.

Chciałoby się napisać o wszystkim tym, co ostatnio obejrzane i przeczytane (a trochę się nazbierało przez te miesiące nieobecności!). Może jutro się uda, w końcu przydałoby się jakieś małe podsumowanie przed końcem roku.

A tymczasem dziś powszechnie znany i lubiany chlebek bananowy, z przepisu Sophie Dahl oczywiście (a zaczerpnięty od White Plate), zrobiony na szybko, żeby chociaż trochę nakarmić gości ;)
I przypadkiem okazało się, że do chlebka bardzo dobrze pasuje krem kasztanowy (który miał pojechać do Wilkowiecka, a tymczasem został w mojej lodówce, więc nie można pozwolić mu się zmarnować...).


Chlebek bananowy Sophie Dahl

Składniki:


* 4 bardzo dojrzałe banany [u mnie 3 duże]
* 150 g brązowego cukru [dałam mniej, ostatnio używam dark muscovado - intensywny kolor i aromat]
* 1 jajko, rozbełtane
* 75 g miękkiego masła
* 1 cukier waniliowy
* 170 g mąki [u mnie zamiast zwykłej - pełnoziarnista]
* szczypta soli
* 1 łyżeczka sody

Piekarnik nagrzać do 180 st C.
Podłużną formę o długości 23 cm posmarować masłem i posypać tartą bułką lub mąką.
Banany rozgnieść widelcem, połączyć z cukrem, jajkiem, masłem i wanilią.
Mąkę wymieszać z solą i sodą i dodać do bananów. Dokładnie wymieszać.
Wlać do formy, wstawić do piekarnika i piec godzinę.
Ciasto początkowo rośnie bardzo opornie, nie należy się tym przejmować. Później powinno wypełnić całą blachę.
Po upieczeniu ostudzić w formie.

/Foremka - ciąg dalszy mikołajowych nowości. Trzeba będzie jeszcze zrobić jakieś cupcakes, różowe foremki same się o to proszą ;)


Dobranoc!

czwartek, 27 grudnia 2012

po długiej przerwie, po świętach... dzień dobry!

No dobrze, zostałam zmotywowana do reaktywowania bloga przez dwóch Mikołajów(ki) - moje dwie przyjaciółki, które obdarowały mnie przeróżnymi akcesoriami do kuchni, co było dość jasną sugestią, że się obijam i tak dalej być nie może ;)


No to jestem. Gwoli wyjaśnienia, mam się dobrze, z rudzielca zmieniłam się w blondynkę; Fiodor też ma się dobrze, nie zmienił co prawda koloru sierści, ale skończył już rok i jest duużym psem; nadal nie jem mięsa; w kuchni ostatnio bywam dość rzadko, ale postaram się to zmienić.

A na pierwszy ogień z mikołajowych darów poszła soczewica. Przepis dość łatwy i znany, zaczerpnięty stąd, z małymi modyfikacjami. Na taką pogodę jak dziś zupa soczewicowa jest idealna, polecam!


Zupa z czerwonej soczewicy

Składniki:


• 3/4 kubka czerwonej soczewicy
• 400 g pomidorów z puszki
• 1 litr bulionu warzywnego
• 1 cebula
• 2-3 ząbki czosnku
• 1 łyżka oliwy z oliwek
• szczypta mielonej słodkiej papryki
• szczypta chili
• sól, pieprz

Posiekaną cebulę i czosnek podsmażyć na łyżce oliwy. Dodać soczewicę i pomidory i przez chwilę smażyć, rozcierając większe kawałki pomidorów. Dodać bulion. Zmniejszyć ogień i dusić zupę, aż soczewica będzie miękka, czyli około 20 minut. Po tym czasie doprawić mieloną papryką, chili, solą i pieprzem.


A do zupy idealnie pasują pierożki z pieczarkami (autorstwa mojej mamy), które zostały mi po świętach.
Na marginesie, soczewica ze względu na swój niski indeks glikemiczny jest idealną obiadową propozycją po całym świątecznym obżarstwie ;)

Smacznego!

poniedziałek, 23 lipca 2012

szpinak nigdy się nie nudzi, czyż nie?

Wczoraj był szpinak, a dziś znowu, ale w trochę innym wydaniu. Bo jeśli o mnie chodzi, to mogę jeść szpinak codziennie. Dzisiejszy przepis to coś dla zabieganych lub dla tych, którzy spodziewają się gości i potrzebują jakiejś szybkiej przekąski. Wystarczy mieć w lodówce rolkę ciasta francuskiego, a cała reszta robi się raz dwa.


Kieszonki z ciasta francuskiego ze szpinakiem i fetą

Składniki:

* rolka ciasta francuskiego
* pół opakowania szpinaku (ja dałam trochę świeżego i trochę mrożonego)
* pół opakowania sera feta
* 1 jajko
* 1 ząbek czosnku
* łyżka masła
* przyprawy: sól, pieprz, chili

Na patelnię z rozpuszczonym masłem wrzucam wyciśnięty ząbek czosnku, następnie stopniowo dorzucam szpinak. Przyprawiam, dodaję pokrojoną fetę. Ciasto francuskie rozwijam i kroję na równe kwadraty. Na każdym kwadracie kładę łyżkę farszu, składam i krawędzie dociskam widelcem. Smaruję rozbełtanym jajkiem i wsadzam do piekarnika na ok. 15 minut w temperaturze 200 stopni.
Można jeść od razu ciepłe lub zostawić na później - tak i tak dobrze smakują.


A w tle widać Ciechana Pszenicznego, którego upolowałam ostatnio w markecie. Polecam Ciechana w każdej postaci, wersja pszeniczna też daje radę. W ogóle jestem wielką fanką piw Hefeweizen, miłość ta zaczęła się, kiedy mieszkałam w Mainz, a wiadomo, że Niemcy to niekwestionowani mistrzowie, jeśli chodzi o piwo, zwłaszcza pszeniczne. Dlatego bardzo mnie cieszy, że coraz więcej polskich marek piw regionalnych wprowadza ten rodzaj do swojej oferty. W tym momencie wybór jest naprawdę spory. Pojawiają się nawet smakowe piwa pszeniczne - tu brawa dla Corneliusa o smaku grejpfrutowym. Mniam!

A skoro już jesteśmy przy piwach, a co za tym idzie, przy naszych zachodnich sąsiadach - to chyba nie uda mi się więcej napisać przed wyjazdem, bo w najbliższych dniach będę raczej zabiegana. Wracam na początku sierpnia i wtedy zdam relację z Berlina!

Wypoczywajcie i cieszcie się słońcem! :-)

niedziela, 22 lipca 2012

tarta / a kto nie spróbuje, ten niech żałuje!

Uwielbiam wszelkie tarty, ale sama robię je bardzo rzadko. Wolę iść do Zaraz Wracam albo, kiedy jestem u rodziców, poprosić mamę, żeby takową upiekła. Ale dzisiaj jakoś tak naszła mnie ochota, żeby upiec tartę własnoręcznie. Wybór dodatków był raczej oczywisty - szpinak! I żeby było jeszcze zdrowiej, użyłam mąki pełnoziarnistej (ostatnio kupuję taką od Lubelli i muszę przyznać, że wypieki wychodzą za każdym razem, a wcześniej z innymi mąkami, takimi grubo mielonymi, bywało różnie). Efekt bardzo satysfakcjonujący! :)


Tarta ze szpinakiem i pomidorkami

Składniki na ciasto:

* 1,5 szklanki mąki pełnoziarnistej
* 125 g masła
* ciepła woda
* sól, pieprz

Składniki na farsz:

* paczka mrożonego szpinaku - 450 g (świeży pewnie byłby lepszy, ale nie miałam)
* pół opakowania sera feta
* kilka pomidorków cherry
* jajko
* przyprawy: sól, pieprz, chili, czosnek, gałka muszkatołowa

Z mąki i masła wyrabiam ciasto, dodaję trochę wody, przyprawiam. Formuję kulkę i odstawiam na ok. 20 minut do lodówki. Następnie wykładam foremkę ciastem i wstawiam na ok. 10 minut do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni (warto położyć coś na wierzch, np. silikonowe foremki, żeby ciasto się nie wybrzuszyło).
Szpinak wkładam do garnka i podlewam trochę wodą. Gdy jest już miękki dodaję jajko i pokrojony ser feta. Przyprawiam i mieszam.
Farsz wykładam na ciasto, na wierzchu kładę pomidorki. Wkładam jeszcze na ok. 20 minut do piekarnika (180 stopni). Gotowe!


A wieczorem wino, pożegnanie i Polówka. Coś mi się wydaje, że wieczór się wcześnie nie skończy...

sobota, 21 lipca 2012

pracowita sobota / ciastka na zachętę

Na ten weekend mam ambitne plany, bo to ostatni moment przed wyjazdem do Berlina, żeby jeszcze coś zrobić, a do zrobienia jest sporo. Do południa zdążyłam już posprzątać, zrobić pranie, iść na spacer z psem i upiec ciastka ;) A na popołudnie mam stosik tekstów do przeczytania.

Także dziś krótko - zapowiadane wczoraj ciastka. Już nie pamiętam, skąd wzięłam ten przepis. Sporo w nim pozmieniałam, tak żeby było trochę zdrowiej, a mimo wszystko są baardzo smaczne i orzechowe. Smakują nawet lepiej jak trochę poleżą, ale małe szanse, żeby tak się stało ;)


Ciasteczka z masłem orzechowym


Składniki:

* 5 łyżek masła orzechowego
* 50 g masła
* szklanka mąki pełnoziarnistej
* szklanka płatków owsianych
* 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
* 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
* 1/2 szklanki brązowego cukru
* 1 jajko
* 2 łyżki jogurtu

Wszystkie składniki mieszamy na jednolitą masę. Formujemy łyżką kulki, po czym lekko spłaszczamy je widelcem. Pieczemy ok. 15 minut w temperaturze 180 stopni.


A do ciasteczek oczywiście kawa. Moja dzisiejsza zamiast zwykłego mleka ma sojowe, waniliowe. Pycha!

Fiodor bardzo chciał być na zdjęciu, ale się trochę rozmazało ;)

piątek, 20 lipca 2012

uwalniaj przestrzeń. jedz zdrowo

Przez ostatnie dni nie gotowałam, bo... legalizowałam przestrzeń ;) I to razem z Fiodorem.
Jeśli ktoś nie słyszał o akcji, która odbyła się w środę na Placu Wolności, to odsyłam do artykułów:
Plac Wolności będzie legalny. Dzięki Ewie Partum (Dziennik Łódzki)
"Legalizacja przestrzeni" na Placu Wolności (halołódź)
i do reportażu wideo.

A dziś szybki i lekki obiad. Warzywny oczywiście, bo nadal trzymam się swojego postanowienia. Składniki są jak najbardziej dowolne, wszelkie kombinacje dozwolone. Dodałam te warzywa, które akurat miałam.


Kuskus z grillowanymi warzywami

* szklanka kaszy kuskus
* kilka pomidorków cherry
* pół zielonej cukinii
* pół żółtej papryki
* parę suszonych pomidorów
* 1/3 puszki czerwonej fasoli
* ząbek czosnku
* kilka łyżek oliwy z oliwek
* sól, pieprz, chili

Do oliwy wyciskam ząbek czosnku i dodaję przyprawy. Warzywa kroję. Pokrojoną cukinię i paprykę kładę na patelnię grillową i smaruję oliwą. Kuskus zalewam wrzątkiem (proporcje 1:1) i odstawiam na 5 minut, solę. Następnie do napęczniałej kaszki dodaję wszystkie warzywa: paprykę, cukinię, fasolę, pomidory świeże i suszone (suszone moczę przez chwilę we wrzątku, żeby zmiękły) i mieszam. Szybko, zdrowo i smacznie. Można jeść zarówno na ciepło, jak i na zimno w formie sałatki.


A jutro będą pyszne ciasteczka z masłem orzechowym! Zapraszam :-)

wtorek, 17 lipca 2012

ciasteczka do kawy. z malinami

Popołudniowa kawa musi być, choćby nie wiem co! A do kawy energetyczne ciasteczka z malinami, na taką pogodę w sam raz. Przepis miałam wypróbować już dawno, dziś przypadkiem odgrzebałam, a że akurat miałam maliny, to trzeba było upiec. Może przejdzie mi dzisiejsza chandra, na którą nawet zakupy nie pomogły.
Może.


Zdrowe ciasteczka z malinami


Składniki:
* 1/2 opakowania świeżych malin
* 60 g masła (zamiast masła dałam 5 łyżek oleju)
* 125 g cukru (u mnie brązowy)
* 1 jajko
* 60 g mąki pszennej (u mnie pszenna pełnoziarnista)
* szczypta soli
* 1 łyżeczka proszku do pieczenia
* 170 g płatków owsianych
* garść rodzynków (opcjonalnie) (pominęłam)


A oto jak to zrobić:

1. W dużym naczyniu, ucieramy masło z cukrem na gładką masę. Dodajemy stopniowo jajko. Ucieramy. Do masy przesiewamy mąkę, proszek do pieczenia i sól. Delikatnie mieszamy, a następnie dosypujemy płatki owsiane i rodzynki. Na końcu dodajemy świeże maliny i łączymy dokładnie składniki.

2. Za pomocą łyżki, wykładamy ciasto na blachę wyłożoną papierem pergaminowym. Formujemy okrągłe porcje. Pieczemy ciasteczka w piekarniku rozgrzanym do temperatury 180 stopni C, przez 15 minut.


niedziela, 15 lipca 2012

o konflikcie między nauką a gotowaniem. wegetariańskie mini pizze


Zauważyłam prostą prawidłowość: im bardziej muszę coś zrobić i mi się nie chce, tym bardziej skupiam się na kulinariach i tym lepiej mi to wychodzi ;)

Weźmy na przykład dzisiejszą niedzielę. Piszę artykuł, nie idzie mi. Nagle myślę sobie, jak super byłoby zjeść kawałek pizzy. Szybka kontrola, co jest w lodówce. I tak powstały mini pizze z pesto (kupiłam ostatnio słoiczek i muszę zjeść, bo nie poleży za długo). Muszę przyznać, że wyszły mega!



Mini pizze z pesto i pomidorami

Ciasto:

* 1,5 szklanki mąki pełnoziarnistej
* pół opakowania drożdży instant
* pół szklanki ciepłej wody
* 2 łyżeczki oliwy
* pół łyżeczki soli
* pół łyżeczki miodu

Dodatki:

* 2 łyżki pesto
* pomidor
* mała kulka mozzarelli

Wszystkie składniki na ciasto mieszamy (przy użyciu drożdży instant nie trzeba robić zaczynu) i wyrabiamy zwartą kulkę. Odkładamy w ciepłe miejsce na 30-40 min. Następnie dzielimy ciasto na pół i formujemy dwie małe pizze. Kładziemy dodatki (najpierw rozsmarowałam pesto i położyłam pomidory, po chwili pieczenia dołożyłam mozzarellę). Pieczemy ok. 20 min. w temperaturze 230 stopni (do zarumienienia). Smacznego!!


No dobrze, pragnienie pizzy zaspokojone. Jedna zjedzona, druga na jutro. To może się wezmę za ten artykuł, co?

czekoladowo i wegańsko

Człowiek uczy się przez całe życie. Na przykład tego, że bez użycia jajek i mleka można zrobić super ciasto :) Brownies wegańskie, które znalazłam u Anki - Weganki wyszło pyszne i smakowało nie tylko weganom :)

Jest miękkie i baardzo mocno czekoladowe. Coś akurat na taki dzień jak dziś, gdy postanowiłam zagrzebać się w książkach i wreszcie coś napisać. Wiadomo, że bez czekolady ani rusz!


Brownies wegańskie

Składniki na małą blaszkę (ok. 20x10 cm):

* 2 dojrzałe banany
* 100 g bardzo gorzkiej czekolady
* 2 łyzki oleju arachidowego
* 1/3 łyżeczki sody
* 1/2 szklanki cukru brązowego
* 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
* 90 g mąki orkiszowej pełnoziarnistej (3/4 szklanki)
* 3 łyżki kakao

W misce rozgniatamy widelcem banany. Czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej razem z olejem. Do banana dodajemy cukier i lekko wystudzoną czekoladę. Wsypujemy kakao i sodę, a następnie przesiewamy mąkę i mieszamy całość. Pieczemy 180-190 st. ok. 30-40 minut.

czwartek, 12 lipca 2012

w roli głównej borówki prosto z ogródka

Dziś dostałam pyszne borówki prosto z ogródka moich rodziców. Sporo zjadłam od razu, ale zostało jeszcze na tyle dużo, że postanowiłam coś upiec. Przypomniała mi się początkowa scena z Take This Waltz, gdzie bohaterka grana przez Michelle Williams piecze muffiny z borówkami. No i już wiedziałam, co zrobię :)


Scena jest piękna, podobnie jak cały film. Urzeka już w warstwie wizualnej - nasycone barwy, powolne ruchy kamery podążające za bohaterami. Dodajmy do tego jeszcze świetną muzykę (tytułowa piosenka Take This Waltz, śpiewana przez Cohena!) i niebanalną, smutno-śmieszną historię. Ogromnie polecam ten film, jeśli jeszcze nie widzieliście. Sarah Polley po raz drugi, po Away From Her, udowadnia, że jest nie tylko świetną aktorką, ale też bardzo bardzo obiecującą reżyserką.


I chociaż po trailerze może się wydawać, że to po prostu miła i zabawna komedia romantyczna, to nie dajcie się zwieść pozorom, jest dużo lepiej :)

No to teraz będzie mój przepis, inspirowany filmem i blogiem mojewypieki ;)


Muffiny z borówkami


Składniki na 8 muffinek:
* 300 g mąki [dałam 200 g zwykłej i 100 g pełnoziarnistej]
* 1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej
* 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
* 80 g miałkiego brązowego cukru
* 150 g świeżych lub mrożonych jagód
* 1 roztrzepane jajko
* 180 ml maślanki
* 125 ml oleju

W jednym naczyniu połączyć suche składniki: mąkę, sodę, proszek, cukier. W drugim mokre: jajko, maślankę, olej. Połaczyć zawartość obu naczyń, wmieszać jagody. Wymieszać szybko i niedokładnie, tylko do połączenia się składników (powstałe ciasto było dość gęste jak na muffiny, dolałam więc 3 - 4 łyżki maślanki).
Formę do muffinek wyłożyć papilotkami. Porozdzielać ciasto.
Piec około 25 - 30 minut w temperaturze 190ºC (ważne: do suchego patyczka). Po upieczeniu przez 5 minut nie wyciągać z formy, potem studzić na kratce.


Mniam! To kto wpada na kawę i muffina? ;-)

środa, 11 lipca 2012

talerz pełen słońca

W dalszym ciągu brak czasu i ostatnio najczęściej jadam gdzieś na szybko, w mieście. Przeważnie we wspominanym już Zaraz wracam (te tarty nigdy się nie nudzą!), ale np. dziś, w związku z odwiedzinami kolegi z Warszawy, na śniadanio-obiad były pielmieni i hinkali. Jeśli ktoś jeszcze nie zna najlepszego (i jedynego takiego!) miejsca w Łodzi ze specjałami Wschodniej kuchni, to gorąco polecam: Teremok Pielmieni.

Żeby nie było wątpliwości - trzymam się w swoim bezmięsnym postanowieniu i idzie mi bardzo dobrze. Także wczoraj tarta z bakłażanem, dziś hinkali ze szpinakiem, a na lekką kolację wymyśliłam tak na szybko:


Grillowana cukinia z fetą

* jedna średniej wielkości cukinia
* pół opakowania sera feta
* sos musztardowo-miodowy z tego przepisu
* oliwa, przyprawy

Pokrojoną cukinię kładę na patelni grillowej i smaruję z obu stron pędzelkiem z oliwą i przyprawami. Na to ser feta i sos, ot cała filozofia :)

Smacznego!

niedziela, 8 lipca 2012

lato | park | rozmowy o życiu | muffiny

Ostatnio jakoś tak mało czasu na cokolwiek, stąd znowu przerwa na blogu. Tyle rzeczy mnie zajmuje, że na gotowanie już brakuje czasu. Coraz bliżej festiwal, niedługo Summer School w Berlinie, sporo do przeczytania i napisania. Więc kiedy mam wolną chwilę, wolę wyjść do ludzi i na szybko zjeść coś w mieście, niż zostać w domu i gotować. Poza tym jeszcze te upały... No po prostu warunki niesprzyjające urzędowaniu w kuchni ;)

Lepiej iść do parku. Dziś tak właśnie było, a dzięki temu, że wyszliśmy wcześnie, bo ok. 10, udało się uniknąć największego upału. Bardzo miłe południe, kocyk, drzewka, muffiny i czereśnie, no i rozmowy o życiu. Więcej takich dni poproszę!

Muffiny były takie:


Przepis Nigelli, podaję za blogiem Kulinaria dnia codziennego:

Czekoladowo-bananowe muffiny Nigelli


Składniki:

3 dojrzałe banany
125ml oleju roślinnego
2 jajka
100g brązowego cukru
225g mąki (dałam pół na pół z pełnoziarnistą)
3 łyżki kakao
1 łyżeczka sody oczyszczonej

Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni. Banany rozdrabniamy widelcem na papkę. Powoli mieszając masę, dodajemy do niej olej, jajka i cukier. Mieszamy razem pozostałe składniki (mąka, kakao, soda) i dodajemy do masy bananowej, wciąż mieszając. Wykładamy do przygotowanych foremek. Pieczemy 15-20 minut.


Poza tym planuję na blogu małą zmianę, która związana jest z tym, że postanowiłam nie jeść mięsa. A właściwie to nawet nie tak, że postanowiłam, po prostu ostatnio jakoś mięso mi nie podchodzi, zdecydowanie wolę warzywa, dlatego pomyślałam sobie, że nie będzie wielkim wyrzeczeniem z mojej strony w ogóle z niego zrezygnować. To nie tak, że nagle coś mi się poprzestawiało w głowie i idzie za tym jakaś wielka ideologia. Raczej prosta myśl, że skoro nie potrzebuję mięsa, żeby przetrwać i z powodzeniem mogę je zastąpić składnikami pochodzenia niezwierzęcego, to czemu nie?
Człowiek jest mięsożercą z wyboru, a nie z konieczności, więc równie dobrze może nim nie być :) Proste, zwłaszcza jeśli się kocha i szanuje zwierzęta.
Dlatego mam zamiar wyeliminować ze swojej diety mięso, no i na blogu siłą rzeczy pojawiać się będą przepisy wegetariańskie. Chociaż obawiam się, że w najbliższym czasie z jakimikolwiek przepisami będzie ciężko, bo zwyczajnie się nie wyrabiam.

To tyle. Niech lato wam służy! :-)

poniedziałek, 25 czerwca 2012

przedłużenie po-weekendowych przyjemności - risotto

Weekend obfitował w słońce, pyszne jedzenie, spacery, spotkania, a na koniec zaśpiewała jeszcze Monika Brodka i było naprawdę pięknie. 

Tu nagranie z koncertu, znalezione w sieci:


Dobrze jest odetchnąć, przez chwilę się nie przejmować i po prostu spędzać miło czas z fajnymi ludźmi. No a dziś powrót do rzeczywistości, ale to nic, bo po-weekendowa energia jeszcze trwa. 

A żeby nadal było pięknie i miło, trzeba zrobić dobry obiad. Od dawna miałam ochotę na risotto, nie mogłam się tylko zdecydować na jakie, ale wiedziałam, że muszą się w nim znaleźć świeże warzywa. No i znalazłam idealną propozycję - klik.


Risotto z kurczakiem, cukinią i serem camembert

Składniki na 2 porcje:

150g ryżu do risotto
łyżka masła
450ml bulionu
1/4 szklanki białego wina
szczypta kurkumy i chilli
300g piersi z kurczaka
1 mała cukinia
1 op.sera camembert [dałam pół]
sól, pieprz, oliwa
łyżka sosu sojowego

Kurczaka pokrój w kostkę, wymieszaj z sosem sojowym, niedużą ilością oliwy, solą i pieprzem. Odstaw na godzinę.

Masło roztop na dosyć głębokiej patelni, wsyp ryż i wymieszaj, po chwili dolej wino i dodaj szczyptę kurkumy oraz chilli.. Mieszaj, a gdy płyn się zredukuje, dolej do ryżu trochę bulionu. Za każdym razem gdy ryż wchłonie bulion, dolewaj kolejną część bardzo często mieszając, do momentu aż ryż będzie miękki i kremowy.

W tym samym czasie podsmaż kurczaka na osobnej patelni, przełóż go do innego naczynia. Patelnie umyj, spryskaj olejem i wrzuć pokrojoną w kostkę cukinię (bez obierania). Smaż przez kilka minut na dużym ogniu ciagle mieszając, w połowie smażenia oprósz cukinię solą. Zestaw z ognia. [Ja zarówno kurczaka, jak i cukinię zgrillowałam.]

Camembert pokrój w kostkę i dodaj razem z kurczakiem do ryżu. Podgrzej wszystko, i wymieszaj z cukinią. Podawaj posypane świeżo zmielonym pieprzem.

Risotto wyszło aromatyczne i miękkie, po prostu doskonałe. Taki obiad + lampka wina + muzyka z głośników to przepis na idealne popołudnie. Polecam.


niedziela, 24 czerwca 2012

nie czytasz? nie idę z tobą do łóżka!


Jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi, książki to jedna z moich wielkich miłości. Uwielbiam czytać w łóżku i w tramwaju, uwielbiam ludzi, którzy czytają i domy, w których jest dużo książek. Lubię zapach starych książek, ale ogromną przyjemność sprawiają mi też te nowe, prosto z księgarni. Chyba najbardziej lubię wydawać pieniądze właśnie na książki, co dość dziwne, biorąc pod uwagę, że częściej wracam do obejrzanego wcześniej filmu, niż do przeczytanej książki. A jednak zdecydowanie więcej miejsca niż płyty DVD, zajmują u mnie książki (chociaż lubię gromadzić i jedne i drugie).

Co prawda nie mam ich bardzo dużo. Kiedy się przeprowadzałam, większość zostawiłam w domu u rodziców, a wzięłam tylko te, które chciałam mieć przy sobie. Tym samym na półkach jest jeszcze miejsce na kolejne książkowe zakupy.



O swojej ostatniej literackiej miłości już pisałam. Moje spotkanie z Kazuo Ishiguro zaczęło się od książki Nie opuszczaj mnie, która jest chronologicznie najnowsza. Będąc pod dużym wrażeniem tej lektury, sięgnęłam po następne. Teraz biorę się za zbiór opowiadań Nokturny. W międzyczasie przeczytałam jeszcze debiut Ishiguro - Pejzaż w kolorze sepii i Niepocieszonego.

Pejzaż w kolorze sepii to książką do pochłonięcia w jeden wieczór. Historię trzeba sobie poskładać ze strzępków wspomnień i rozmów, a i tak nie da się jej dokładnie zrekonstruować. Jest tu dużo niedopowiedzeń, symbolicznych scen, tajemniczych postaci. Nie chcę zbyt wiele zdradzać, dlatego poprzestanę na tym ogólnym opisie. Najważniejszy jest tu jednak klimat opowieści - czuje się niepewność, smutek i zagrożenie. Akcja toczy się równolegle w Anglii (bliżej nieokreślona współczesność) i retrospektywnie w Japonii tuż po końcu II wojny światowej. Najbardziej u Ishiguro podoba mi się sposób kreowania historii. Pisałam już o wspomnieniowej narracji w Nie opuszczaj mnie i tak samo jest tutaj - wiadomo, że rzeczywistość przefiltrowana przez pamięć jest już inną rzeczywistością - przekształconą, czasem nieco "wyszczerbioną". Dlatego w książkach Ishiguro nie ma obiektywnej prawdy, ale wspomnienia i rzeczywistość taka, jaką się zapamiętało, a więc bardzo osobista i indywidualna.

Bardzo zaskoczyła mnie natomiast książka Niepocieszony, gdzie autor obiera jeszcze inny sposób opowiadania historii. Co prawda wspomnienia bohaterów i pamięć także odgrywają tu ważną rolę, ale świat fabularny wykreowany jest na podobieństwo snu, a raczej koszmaru sennego. Poruszamy się po tym świecie, tak jak odbiera go główny bohater - Ryder i niejednokrotnie dajemy się sprowadzić na manowce. Wątki urywają się, jak to we śnie, jedno miejsce zmienia się nagle w drugie, każda postać coś mówi, by za chwilę zniknąć i dać się zastąpić przez inny monolog. Niepocieszony to naprawdę niezwykła lektura, od której ciężko się oderwać, mimo że nie ma co liczyć na klarowny finał.

Z pełnym przekonaniem polecam te pozycje Ishiguro, a sama biorę się z entuzjazmem za następne.

Ale to nie koniec, w tej przydługiej notatce będzie też przepis, bo wiadomo, że gdy dajemy się pochłonąć lekturze, to warto jest mieć pod ręką coś słodkiego. Ja wczoraj wypróbowałam przepis znaleziony tu, który bardzo polecam.



Zdrowe muffiny z truskawkami i kruszonką


Składniki na 6 muffinek:

szklanka mąki pełnoziarnistej
1/3 szklanki brązowego cukru
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
1 płaska łyżeczka sody
1 duże jajko
1/4 szklanki mleka
1/4 szklanki oleju rzepakowego

Kruszonka:

2 łyżeczki masła
2 łyżki płatków owsianych
1 łyżka mąki
1 łyżka brązowego cukru

Piekarnik rozgrzać do 180 stopni.
W dużej misce wymieszać mąkę, cukier, proszek do pieczenia i sodę.
W mniejszej połączyć trzepaczką jajko, mleko i olej.
Płynne składniki wlać do miski z suchymi i energicznie wymieszać.
Ciasto przekładać do papilotek lub foremek silikonowych (do 3/4 wysokości).
Do każdej sztuki wcisnąć truskawkę - tak by cała zanurzyła się w cieście (aż będzie widać tylko wierzch).
Truskawki można też pokroić w kawałki i dodać do ciasta (po wymieszaniu mokrych i suchych składników).

Składniki na kruszonkę szybko zagnieść palcami. Posypać na wierzch każdej muffinki.
Blachę z muffinkami włożyć do nagrzanego piekarnika i piec ok. 25 minut.


Muffiny bardzo smakowały, nie tylko mi, a można je jeść bez większych wyrzutów sumienia, bo to samo zdrowie ;) Czytajcie i jedzcie, bo warto! :)

* Tytuł notatki jest hasłem bardzo ciekawej kampanii społecznej, którą polecam. Więcej tu: http://nieczytasz.pl/ .

piątek, 22 czerwca 2012

lato. w mieście też można grillować :)

Wreszcie zaopatrzyłam się w patelnie grillową, o której myślałam już od dawna. A dziś pierwszy obiad z przetestowaniem nowego nabytku. Muszę przyznać, że efekty są o wiele lepsze, niż przy użyciu normalnej patelni! I wcale nie potrzeba tłuszczu. Warto było.

A na obiad będzie sałatka, bo to ostatnio zdecydowanie mój ulubiony posiłek. Kiedy górę bierze lenistwo, wybieram się do Zaraz Wracam, gdzie wybór sałatek jest imponujący. Będąc tam, ciężko zrezygnować z deseru, no bo jak tu odmówić sobie owocowej tarty z bezą albo tortu z truskawkami?...

Ale dzisiejsza sałatka jest mojego autorstwa i muszę przyznać, że wcale nie smakuje gorzej ;)


Sałatka z grillowaną cukinią i łososiem

* mix sałat z roszponką
* kawałek łososia (u mnie ok. 300g)
* pomidor
* cukinia
* sól, pieprz, chili
* sos sojowy
* oliwa
* przyprawa do ryb

Sos (podpatrzony w Zaraz Wracam):
* łyżka musztardy dijon
* łyżka miodu akacjowego (lub innego)
* łyżka oliwy
* łyżeczka octu balsamicznego

Plastry cukinii oprószyłam solą i zostawiłam na monet w sitku, po czym opłukałam i wysuszyłam papierowym ręcznikiem. Lekko posypałam przyprawami i położyłam na grilla. Łososia potrzymałam przez jakiś czas w marynacie: oliwa, sos sojowy, przyprawa do ryb. Następnie pokroiłam w kawałki i zgrillowałam.
Do miski wrzuciłam sałatę, pokrojonego pomidora i cukinię. Polałam sosem. Na wierzch położyłam łososia. Smacznego!


A na koniec szybki pomysł, co zrobić z pozostałą połową puszki mleczka kokosowego (zostało z poprzedniego przepisu).


Ciasto ananasowo-kokosowe


* 80 g mąki pszennej
* 80 g mąki pełnoziarnistej
* 50 g mąki kukurydzianej
* 100 g brązowego cukru
* 100 g masła
* 3 jajka
* 2 łyżeczki proszku do pieczenia
* pół puszki mleczka kokosowego
* 3 plastry ananasa z puszki

W rondelku rozpuszczamy masło z cukrem. Mąki przesiewamy, dodajemy proszek do pieczenia. Gdy masło z cukrem ostygnie, dodajemy wymieszane jajka i mleczko kokosowe. Wszystkie składniki łączymy, następnie dodajemy pokrojonego ananasa i lekko mieszamy. Wlewamy do niedużej formy (wyłożonej papierem do pieczenia) i pieczemy ok. 45 minut w temperaturze 180 stopni.

I wreszcie weekend! Będzie trochę więcej czasu, żeby poszaleć w kuchni :)

Smacznego i miłego!

niedziela, 17 czerwca 2012

orientalna niedziela

W sumie to lubię niedziele. Powolny rytm, śniadanie z książką, potem spacer do parku, obiad, wieczorem pewnie jakieś piwko. Wszystko jest tak, jak być powinno. A kiedy mam trochę więcej czasu, to z chęcią wynajduję nowe przepisy i testuję je w swojej kuchni. Dziś taki właśnie obiad i chociaż potrawa jest dobrze znana, to mi jakoś umknęła, i dziś po raz pierwszy robiłam kurczaka z curry. 
Wcześniej przejrzałam różne przepisy i wybrałam ten, który najbardziej mi odpowiadał, głównie ze względu na składniki, które akurat posiadam.


Pikantny kurczak z pastą curry

Składniki, dla 2 osób:

1 pojedyncza pierś kurczaka
1/2 czerwonej papryki, pokrojonej w paski
1 łyżeczka czerwonej pasty curry (lub żółtej) [u mnie zielona]
1 mała puszka mleczka kokosowego (lub ½ dużej)
5 łyżek gęstej śmietanki kremówki [dałam trochę mniej]
cukier trzcinowy do smaku
zielone liście np. rukwi wodnej, szpinaku lub roszponki [u mnie rukola]
dodatek do dania: smażony ryż z żółtą kurkumą
ziarenka sezamu do dekoracji [nie miałam, więc pominęłam]


Przygotowanie:
Doprawioną solą i pieprzem pierś kurczaka kroję na kawałki i krótko smażę na zdecydowanym ogniu na łyżce oliwy, razem z pokrojoną papryką. Używam woka lub głębszej patelni. Pod koniec dodaję pastę curry. Odkładam dwa kawałki kurczaka ładnie zrumienione do dekoracji. Na patelnię wlewam mleko kokosowe i gotuję aż sos zredukuje się o połowę i zgęstnieje. Dodaję śmietankę kremówkę. Mieszam i doprawiam cukrem trzcinowym. Danie przekładam do miseczek i dekoruję zielonymi liśćmi rukwi wodnej, odłożonym kurczakiem i sezamem zrumienionym na suchej patelni. Podaję ze smażonym ryżem.

Ryż: Wcześniej ugotowany na parze na półtwardo wąski biały ryż studzę i doprawiam solą, białym pieprzem, żółtą kurkumą i ziarnami sezamu. Smażę w woku lub na patelni na dużym ogniu, mieszając i dodając pod koniec 2 łyżki oleju sezamowego i 3 łyżki sosu sojowego. Gorący mieszam z liśćmi rukwi wodnej i podaję w oddzielnych miseczkach.


Bardzo podoba mi się taki sposób podania. Smak doskonały! Na pewno nie raz wrócę do tego przepisu, z chęcią wypróbuję też inne curry. 

Miłej niedzieli! Odpoczywajcie, póki się da! :)

czwartek, 14 czerwca 2012

cherry muffin

Cały dzień zimno i pada. Trzeba coś upiec. Szybki przegląd lodówki - nie ma zbyt wielkiego wyboru, ale coś się wymyśli. I są wiśnie - pierwsze w tym roku. No to może muffiny?


Zdrowe muffiny z wiśniami

* szklanka mąki pszennej
* szklanka mąki pełnoziarnistej/razowej
* ok. 50 g masła
* pół szklanki brązowego cukru
* szklanka mleka
* szklanka wydrylowanych wiśni
* 2 jajka
* łyżeczka sody
* łyżeczka proszku do pieczenia
* pół torebeczki cukru waniliowego
* szczypta soli

Wiśnie myjemy i drylujemy. Masło rozpuszczamy w rondelku, dodajemy brązowy cukier i chwilę trzymamy na ogniu. Mieszamy suche składniki. Następnie do wystudzonego makra z cukrem dodajemy resztę mokrych składników. Wszystko razem mieszamy, na koniec dodajemy wiśnie i lekko mieszamy. Wlewamy ciasto do foremek. Na wierzchu można udekorować wisienką. Pieczemy ok. 20 minut w temperaturze 180 stopni (do suchego patyczka).

Gotowe.


To teraz jeszcze książka, gorąca herbata i pod koc!

poniedziałek, 11 czerwca 2012

bardzo czekoladowe ciasto pod różową chmurką

Czasem są takie dni, że bez czekolady się nie da. Dzisiejsze ciasto już od dawna chodziło mi po głowie, zwłaszcza ostatnio, kiedy jadłam takie w Zaraz wracam i było obłędne. Kolejnym impulsem było napotkanie w sklepie Guinnessa. Wtedy już nie było wyjścia, trzeba było się z tym zmierzyć. A akurat całkiem niedawno natrafiłam na ten przepis - klik, no i takim oto sposobem wszystko złożyło się w całość i powstało ciasto :) Przepyszne, wilgotne, mocno czekoladowe i z wyczuwalnym smakiem Guinnessa. Gu i Em Gie potwierdzą, że smakowało :)
W oryginalnym przepisie krem jest biały i z dodatkiem Irish Cream, u mnie mała modyfikacja, bo w szafce znalazłam resztkę barwnika, więc moje ciasto jest pod różową chmurką, jak na właścicielkę maila rozowe.chmurki przystało ;)


Bardzo czekoladowe ciasto z Guinnessem pod różową chmurką 

Składniki na ciasto:

285g masła
315g cukru trzcinowego
260ml piwa Guinness
55g gorzkiej czekolady
70g gorzkiego kakao
3 jajka, średniej wielkości
115g jogurtu naturalnego
270g mąki pszennej
1 i 1/4 łyżeczki sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
duża szczypta soli

Składniki na krem:

250ml śmietanki kremówki
125g serka Philadelphia
kilka łyżek likieru Irish Cream (nie miałam, więc pominęłam)
cukier puder do smaku
(odrobina różowego barwnika spożywczego w żelu)

Przygotować tortownicę 22cm - posmarować masłem, dno wyłożyć papierem do pieczenia a boki oprószyć mąką. Do garnka o grubym dnie wsypać cukier, dodać masło i wlać piwo. Podgrzewać aż masło i cukier się rozpuszczą. Garnek ściągnąć z ognia, dodać przesiane kakao i posiekaną czekoladę - mieszać aż wszystkie składniki się połączą. Gładką masę odstawić do ostudzenia. W międzyczasie przesiać razem mąkę, sodę, proszek do pieczenia i sól. Jajka wbić do miseczki i roztrzepać widelcem, by białka połączyły się z żółtkami. Do ostudzonej masy czekoladowo-piwnej wlewać powoli jajka - miksować na wolnych obrotach miksera lub mieszać ręczną trzepaczką. Następnie dodać suche składniki i jogurt - wymieszać na gładką masę. Przelać do foremki i piec ok. 45-55 minut w 180st.C do suchego patyczka. Ostudzić na kuchennej kratce.

Przygotować krem. Śmietankę ubić z cukrem na sztywno. Dodać serek i likier i wymieszać na gładki krem. Schłodzić 10-15 minut, a następnie ozdobić ostudzone ciasto.



A na marginesie jeszcze parę słów o tym, co w tle zdjęć. Wreszcie przyszła długo oczekiwana, bo zamówiona dwa miesiące temu, kanapa. A tym samym poprzednia, mocno sfatygowana, która była ze mną od czasów dzieciństwa, poszła na zasłużoną emeryturę. Fiodor początkowo podchodził do nowego mebla mocno sceptycznie, pokazując mi chyba niezadowolenie, wynikające z zabrania jego ukochanej kanapy. Ale jak widać na zdjęciu nr 2, w końcu mu przypasowało. Co prawda miałam pomysł, żeby mu nie pozwalać i żeby spał w swoim łóżeczku, ale wiecie jak to jest ;) Poszliśmy na kompromis - jedna część, ta z kocem, będzie jego, reszta dla gości ;)

A tak przedstawia się nowa kanapa w całości:


I jeszcze słówko na temat zdjęcia nr 3 - w tle dopiero co napoczęta, kolejna książka z pakietu od mojej siostry - Niepocieszony Kazuo Ishiguro. Po Nie opuszczaj mnie jestem już jego fanką. Naprawdę świetna lektura, oryginalna "wspomnieniowa" narracja i ciężka, mroczna atmosfera. Na okładce pada określenie "antyutopia" i coś w tym jest. Niezwykły i niepokojący pomysł na fabułę, ale nie będę zdradzać tym, którzy jeszcze przed lekturą. Trochę szkoda, że zaczęłam od filmu, a nie na odwrót, niemniej polecam zarówno książkę, jak i ekranizację. 

A po filmie Romanka w głowie zostaje piosenka...


Ciekawostka: zarówno piosenka, jak i wokalistka Judy Bridgewater to część fikcji Ishiguro. Piosenka odgrywa ważną rolę w fabule - Kathy H. słucha jej w samotności ze starej kasety magnetofonowej, stanowiącej część jej "kolekcji". To bardzo smutna scena i uważam za świetny pomysł zekranizowanie jej w takiej formie, z piosenką śpiewaną przez Jane Monheit. Jeśli ktoś nie zna książki Ishiguro, piosenka Never let me go mogłaby wydać mu się lekka i odprężająca. To niesamowite, jak cała historia zmienia (przynajmniej dla mnie) jej wydźwięk. Teraz za każdym razem brzmi ona w moich uszach bardzo, bardzo smutno. Głos fikcyjnej Judy Bridgewater wyraża cały żal i tęsknotę opisane przez Ishiguro. 
Więcej na temat piosenki można przeczytać tu

To tyle, bo się rozpisałam. Miłego początku tygodnia!

czwartek, 7 czerwca 2012

dziś leniwie. bez przepisu

Leniwy day off. Poza Łodzią.

Popołudnie z książką. Dwa (z pięciu!) przedimieninowych książkowych prezentów od mojej siostry.


Paulaner + sok bananowy.

Słońce. Ale nie za bardzo.

Pies też szczęśliwy, bo był spacer.


Aktualnie nic mi więcej nie potrzeba :]