Potrawy wielkanocne nie bardzo mi podchodzą, zarówno jeśli chodzi o ich przyrządzanie, jak i o jedzenie.
Dlatego dziś będzie słodko i nieświątecznie.
Jest to bez wątpienia najsłodsze ciasto, jakie robiłam. Osobiście nie jestem fanką aż tak słodkich deserów, ale okazja była nie byle jaka i wymagała czegoś na wypasie ;)
Wedle życzenia jubilatki miał być karmel i banany, więc już chyba wiecie, że nie mogło być inaczej...
Banoffi (banoffee pie)
/przepis z Moje Wypieki/
Składniki na spód:
85 g rozpuszczonego masła
150 g ciastek digestive, pokruszonych
25 g migdałów, zmielonych
25 g orzechów laskowych, zmielonych /pominęłam, dodałam więcej ciastek/
Składniki na masę toffi:
2 puszki mleka skondensowanego słodzonego gotowanego przez 2 godziny pod przykryciem lub 2 puszki gotowej masy toffi (z takiej korzystałam) - każda puszka o wadze 400 g /u mnie karmel z puszki/
4 dojrzałe banany
sok z połowy cytryny
1 łyżeczka esencji waniliowej
75 g gorzkiej czekolady, startej
475 ml kremówki /dodałam śmietanfix, żeby ciasto wytrzymało na drugi dzień/
Połaczyć w naczyniu rozpuszczone masło, pokruszone ciastka, zmielone migdały i orzechy laskowe. Dobrze wymieszać, wcisnąć na dno blaszki do tarty o średnicy 23 cm.
Piec w nagrzanym do 180°C piekarniku przez 10 - 12 minut. Wyjąć, wystudzić.
Banany obrać, pokroić. Wycisnąć sok z połowy cytryny, dodać esencji waniliowej i wymieszać z pokrojonymi bananami. Masę wyłożyć na spód. Wierzch przykryć masą toffi z puszki. Posypać 50 g startej czekolady.
Kremówkę ubić, wyłożyć na czekoladę. Oprószyć pozostałymi 25 g startej czekolady.
Wstawić do lodówki na kilka godzin, by masa stężała (choć nigdy nie będzie w pełni sztywna, będzie miała konsystencję masy toffi).
Deser ponoć smakował, chociaż pierwszy kawałek dość mocno zapycha i raczej nie ma się ochoty na więcej ;)
A wieczór był dobry i miły. Nie mogło być inaczej, skoro świętowałyśmy urodziny Em - najlepszej i najłagodniejszej istoty, jaką znam, dzięki której mamy w rodzinie tyle pięknych zdjęć.
Kochana, żyj nam sto lat!!!
Nieswiatecznie, ale za to jak dekadencko!
OdpowiedzUsuń