poniedziałek, 18 lutego 2013

po-weekendowo

To był baardzo przyjemny weekend. W piątek pojechałam do Wrocławia z misją - pomóc przyjaciółce w poszukiwaniach tej jednej jedynej, wymarzonej sukni na ten jeden jedyny dzień... Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że śluby, wesela, suknie ślubne i wszystkie tym podobne to totalnie nie moja rzecz ;) Ale czemu nie, dla moich dwóch kobiet, z którymi przyjaźnimy się jeszcze od podstawówki, jestem wstanie zrobić wiele, włącznie z maratonem po salonach z sukniami ślubnymi ;)

No. Suknia wybrana (mam nadzieję!), a reszta weekendu przebiegała bardziej po mojemu. Wreszcie odwiedziłam Złe mięso, o którym wcześniej słyszałam tyle dobrego.


Rewelacyjne miejsce! Nie tylko jedzeniowo, ale też, jeśli chodzi o wystrój i klimat. Gdybym mieszkała we Wrocławiu, to pewnie byłabym częstym gościem.  Podczas mojej krótkiej wizyty jadłam falafla z frytkami (pycha!) i żałowałam, że nie mam czasu, żeby wypróbować wszystkich innych pyszności.

Bardzo berlińskie to Złe mięso, w klimacie i w jadłospisie, a ja, jak powszechnie wiadomo, kocham nieskończenie Berlin i wszystko, co z nim związane ;) Więc wystarczyła chwila, żeby moje serce zostało podbite :) Wrócę na pewno, jak tylko zahaczę znów o Wrocław.

Zdążyłam jeszcze wpaść do MWW, żeby obejrzeć dopiero co, bo w piątek, otwartą wystawę Pawła Althamera Polietylen. W ciemności i America Is Not Ready For This Karola Radziszewskiego.

Jeśli będziecie we Wrocławiu, idźcie koniecznie na Althamera, bardzo ciekawa rzecz (Radziszewskiego nie polecam tylko dlatego, że dziś już ostatni dzień na oglądanie). Co prawda, mnie bardziej interesował sam proces produkcji tych prac (jako że performance w ogóle szczególnie mnie interesuje), który można było obserwować w Deutsche Guggenheim w Berlinie. Tu natomiast mamy już same produkty, oderwane od momentu wytwarzania. Nie zmienia to faktu, że one same w sobie robią ogromne wrażenie, zwłaszcza w takim wnętrzu - muzeum mieszczącym się w dawnym schronie przeciwlotniczym z czasów II wojny światowej. Podsumowując, trzeba zobaczyć.

A wieczór w Nietota, gdzie mają najlepsze piwo na świecie - Kriek.

Także bardzo, bardzo pozytywnie. Wrocław zawsze sprawia, że powrót do Łodzi jest trudny. Zwłaszcza jeśli odbywa się on w pkp, w którym wyregulowanie optymalnej temperatury okazuje się niemożliwe - jest albo tak zimno, że siedzi się w rękawiczkach i kurtce, albo tak gorąco, że trzeba uważać, żeby nie stopiły się podeszwy butów ;)

No i ta Kaliska, która za każdym razem prowokuje do tego, żeby zacytować klasyka...


Wracając do kulinariów, mam piekarnik! Wreszcie!! I to całkiem nowy :)

No a biorąc pod uwagę fakt, że jutro jest ten dzień, kiedy będę o rok starsza, to chyba wiadomo, co robiłam przez cały dzisiejszy wieczór...

Dziś przepisów nie będzie, bo nie mam już trochę siły ;)

Na razie musicie zadowolić się foto-zapowiedzią.


Szczegóły wkrótce!

1 komentarz:

  1. Czekam na efekty testowania nowego piekarnika :)
    A co do slubow, to tez nie jestem wielka fanka, ale przyjaciolce trzeba pomoc, skoro prosi :)

    OdpowiedzUsuń