Jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi, książki to jedna z moich wielkich miłości. Uwielbiam czytać w łóżku i w tramwaju, uwielbiam ludzi, którzy czytają i domy, w których jest dużo książek. Lubię zapach starych książek, ale ogromną przyjemność sprawiają mi też te nowe, prosto z księgarni. Chyba najbardziej lubię wydawać pieniądze właśnie na książki, co dość dziwne, biorąc pod uwagę, że częściej wracam do obejrzanego wcześniej filmu, niż do przeczytanej książki. A jednak zdecydowanie więcej miejsca niż płyty DVD, zajmują u mnie książki (chociaż lubię gromadzić i jedne i drugie).
Co prawda nie mam ich bardzo dużo. Kiedy się przeprowadzałam, większość zostawiłam w domu u rodziców, a wzięłam tylko te, które chciałam mieć przy sobie. Tym samym na półkach jest jeszcze miejsce na kolejne książkowe zakupy.
O swojej ostatniej literackiej miłości już pisałam. Moje spotkanie z
Kazuo Ishiguro zaczęło się od książki
Nie opuszczaj mnie, która jest chronologicznie najnowsza. Będąc pod dużym wrażeniem tej lektury, sięgnęłam po następne. Teraz biorę się za zbiór opowiadań
Nokturny. W międzyczasie przeczytałam jeszcze debiut Ishiguro -
Pejzaż w kolorze sepii i
Niepocieszonego.
Pejzaż w kolorze sepii to książką do pochłonięcia w jeden wieczór. Historię trzeba sobie poskładać ze strzępków wspomnień i rozmów, a i tak nie da się jej dokładnie zrekonstruować. Jest tu dużo niedopowiedzeń, symbolicznych scen, tajemniczych postaci. Nie chcę zbyt wiele zdradzać, dlatego poprzestanę na tym ogólnym opisie. Najważniejszy jest tu jednak klimat opowieści - czuje się niepewność, smutek i zagrożenie. Akcja toczy się równolegle w Anglii (bliżej nieokreślona współczesność) i retrospektywnie w Japonii tuż po końcu II wojny światowej. Najbardziej u Ishiguro podoba mi się sposób kreowania historii. Pisałam już o wspomnieniowej narracji w
Nie opuszczaj mnie i tak samo jest tutaj - wiadomo, że rzeczywistość przefiltrowana przez pamięć jest już inną rzeczywistością - przekształconą, czasem nieco "wyszczerbioną". Dlatego w książkach Ishiguro nie ma obiektywnej prawdy, ale wspomnienia i rzeczywistość taka, jaką się zapamiętało, a więc bardzo osobista i indywidualna.
Bardzo zaskoczyła mnie natomiast książka
Niepocieszony, gdzie autor obiera jeszcze inny sposób opowiadania historii. Co prawda wspomnienia bohaterów i pamięć także odgrywają tu ważną rolę, ale świat fabularny wykreowany jest na podobieństwo snu, a raczej koszmaru sennego. Poruszamy się po tym świecie, tak jak odbiera go główny bohater - Ryder i niejednokrotnie dajemy się sprowadzić na manowce. Wątki urywają się, jak to we śnie, jedno miejsce zmienia się nagle w drugie, każda postać coś mówi, by za chwilę zniknąć i dać się zastąpić przez inny monolog.
Niepocieszony to naprawdę niezwykła lektura, od której ciężko się oderwać, mimo że nie ma co liczyć na klarowny finał.
Z pełnym przekonaniem polecam te pozycje Ishiguro, a sama biorę się z entuzjazmem za następne.
Ale to nie koniec, w tej przydługiej notatce będzie też przepis, bo wiadomo, że gdy dajemy się pochłonąć lekturze, to warto jest mieć pod ręką coś słodkiego. Ja wczoraj wypróbowałam przepis znaleziony
tu, który bardzo polecam.
Zdrowe muffiny z truskawkami i kruszonką
Składniki na 6 muffinek:
szklanka mąki pełnoziarnistej
1/3 szklanki brązowego cukru
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
1 płaska łyżeczka sody
1 duże jajko
1/4 szklanki mleka
1/4 szklanki oleju rzepakowego
Kruszonka:
2 łyżeczki masła
2 łyżki płatków owsianych
1 łyżka mąki
1 łyżka brązowego cukru
Piekarnik rozgrzać do 180 stopni.
W dużej misce wymieszać mąkę, cukier, proszek do pieczenia i sodę.
W mniejszej połączyć trzepaczką jajko, mleko i olej.
Płynne składniki wlać do miski z suchymi i energicznie wymieszać.
Ciasto przekładać do papilotek lub foremek silikonowych (do 3/4 wysokości).
Do każdej sztuki wcisnąć truskawkę - tak by cała zanurzyła się w cieście (aż będzie widać tylko wierzch).
Truskawki można też pokroić w kawałki i dodać do ciasta (po wymieszaniu mokrych i suchych składników).
Składniki na kruszonkę szybko zagnieść palcami. Posypać na wierzch każdej muffinki.
Blachę z muffinkami włożyć do nagrzanego piekarnika i piec ok. 25 minut.
Muffiny bardzo smakowały, nie tylko mi, a można je jeść bez większych wyrzutów sumienia, bo to samo zdrowie ;) Czytajcie i jedzcie, bo warto! :)
* Tytuł notatki jest hasłem bardzo ciekawej kampanii społecznej, którą polecam. Więcej tu:
http://nieczytasz.pl/ .