poniedziałek, 31 grudnia 2012

tak ogólnie to

to nie był zły rok


Co nie zmienia faktu, że 2013 może być jeszcze lepszy, a nawet powinien. Czego życzę sobie i Wam wszystkim.

I jeszcze moje subiektywne podsumowanie minionego.

FILM 2012
Raj: miłość / Raj: wiara [reż. Ulrich Seidl]
- za estetycznie niewyestetyzowane ciało i zwyczajne dziwactwa oglądane z perwersyjną (nie)przyjemnością














SERIAL 2012
Bez tajemnic [HBO Polska]
- Jerzy Radziwiłowicz [!], Julia Kijowska [!] i wszyscy inni, bo polski serial też może być dobry, jeśli zaangażuje się takich aktorów
















ALBUM 2012
Cat Power - Sun
- za przyjemny chillout bez fajerwerków, bo nie zawsze być muszą

















KSIĄŻKA 2012
Kroją mi się piękne sprawy. Listy 1948-1971 [Alina Szapocznikow, Ryszard Stanisławski]
- za przybliżenie realiów życia artystycznego powojennej Europy, za ujmującą intymność, za otwartość w odbieraniu świata















Fragment listu Szapocznikow do Stanisławskiego z 1958 roku:
Kochany, bardzo Cię proszę, zwłaszcza ze wszystkich względów i Piotrusia itd. Bądź w przyjaźni z Romkiem, tylko tak można, naprawdę pięknie i po europejsku, tutaj to sprawdziłam jeszcze raz. I tylko tak można utrzymać środowisko, które jest podstawą naszego działania i życia, i do którego przecież należycie obaj. To są rzeczy ponad spanie - a spać i tak nie można zawsze z tym samym, bo to się robi obrzydlistwo. Więc bez urazów, bądźmy ludźmi!!


ARTYSTKA/ARTYSTA 2012
Marina Abramović
- za film Marina Abramović - The Artist is Present, ale przede wszystkim za całokształt i za to, że robiąc przez całe życie radykalny performance można pokazać się też na okładce Vogue'a i nie ma zgrzytu



A dziś pożegnajmy ten rok, jak należy :]

sobota, 29 grudnia 2012

szybki chlebek bananowy i inne weekendowe przyjemności

Planowałam sobie być bardziej aktywną po rzeczonej reaktywacji bloga, ale jakoś tak się złożyło, że wczoraj Warszawa (chyba zaczynam lubić to miasto!), dziś też bardzo miły wieczór i nie było kiedy tu zajrzeć.

Dziś będzie krótko, bo weekend zaczął się dość intensywnie i chyba muszę się wyspać.

Chciałoby się napisać o wszystkim tym, co ostatnio obejrzane i przeczytane (a trochę się nazbierało przez te miesiące nieobecności!). Może jutro się uda, w końcu przydałoby się jakieś małe podsumowanie przed końcem roku.

A tymczasem dziś powszechnie znany i lubiany chlebek bananowy, z przepisu Sophie Dahl oczywiście (a zaczerpnięty od White Plate), zrobiony na szybko, żeby chociaż trochę nakarmić gości ;)
I przypadkiem okazało się, że do chlebka bardzo dobrze pasuje krem kasztanowy (który miał pojechać do Wilkowiecka, a tymczasem został w mojej lodówce, więc nie można pozwolić mu się zmarnować...).


Chlebek bananowy Sophie Dahl

Składniki:


* 4 bardzo dojrzałe banany [u mnie 3 duże]
* 150 g brązowego cukru [dałam mniej, ostatnio używam dark muscovado - intensywny kolor i aromat]
* 1 jajko, rozbełtane
* 75 g miękkiego masła
* 1 cukier waniliowy
* 170 g mąki [u mnie zamiast zwykłej - pełnoziarnista]
* szczypta soli
* 1 łyżeczka sody

Piekarnik nagrzać do 180 st C.
Podłużną formę o długości 23 cm posmarować masłem i posypać tartą bułką lub mąką.
Banany rozgnieść widelcem, połączyć z cukrem, jajkiem, masłem i wanilią.
Mąkę wymieszać z solą i sodą i dodać do bananów. Dokładnie wymieszać.
Wlać do formy, wstawić do piekarnika i piec godzinę.
Ciasto początkowo rośnie bardzo opornie, nie należy się tym przejmować. Później powinno wypełnić całą blachę.
Po upieczeniu ostudzić w formie.

/Foremka - ciąg dalszy mikołajowych nowości. Trzeba będzie jeszcze zrobić jakieś cupcakes, różowe foremki same się o to proszą ;)


Dobranoc!

czwartek, 27 grudnia 2012

po długiej przerwie, po świętach... dzień dobry!

No dobrze, zostałam zmotywowana do reaktywowania bloga przez dwóch Mikołajów(ki) - moje dwie przyjaciółki, które obdarowały mnie przeróżnymi akcesoriami do kuchni, co było dość jasną sugestią, że się obijam i tak dalej być nie może ;)


No to jestem. Gwoli wyjaśnienia, mam się dobrze, z rudzielca zmieniłam się w blondynkę; Fiodor też ma się dobrze, nie zmienił co prawda koloru sierści, ale skończył już rok i jest duużym psem; nadal nie jem mięsa; w kuchni ostatnio bywam dość rzadko, ale postaram się to zmienić.

A na pierwszy ogień z mikołajowych darów poszła soczewica. Przepis dość łatwy i znany, zaczerpnięty stąd, z małymi modyfikacjami. Na taką pogodę jak dziś zupa soczewicowa jest idealna, polecam!


Zupa z czerwonej soczewicy

Składniki:


• 3/4 kubka czerwonej soczewicy
• 400 g pomidorów z puszki
• 1 litr bulionu warzywnego
• 1 cebula
• 2-3 ząbki czosnku
• 1 łyżka oliwy z oliwek
• szczypta mielonej słodkiej papryki
• szczypta chili
• sól, pieprz

Posiekaną cebulę i czosnek podsmażyć na łyżce oliwy. Dodać soczewicę i pomidory i przez chwilę smażyć, rozcierając większe kawałki pomidorów. Dodać bulion. Zmniejszyć ogień i dusić zupę, aż soczewica będzie miękka, czyli około 20 minut. Po tym czasie doprawić mieloną papryką, chili, solą i pieprzem.


A do zupy idealnie pasują pierożki z pieczarkami (autorstwa mojej mamy), które zostały mi po świętach.
Na marginesie, soczewica ze względu na swój niski indeks glikemiczny jest idealną obiadową propozycją po całym świątecznym obżarstwie ;)

Smacznego!